Urocze chaszcze.

Żyjemy w bardzo ciekawych czasach. Także pod względem spojrzenia na powołanie człowieka. Wielokrotnie słyszałam w Kościele Katolickim zdanie, że istnieje wiele dróg życiowego powołania. Nie doczekałam się ich wyliczenia i nazwania – prócz tych dwóch powszechnie znanych. To co faktycznie znalazłam w dokumentach kościelnych, dotyczy niemal wyłącznie życia małżeńskiego albo konsekrowanego (duchownego lub świeckiego). Wielu duchownych twierdzi, że w Kościele Katolickim jest miejsce dla każdego, bez względu na stan cywilny ale z trudem przychodzi im uznanie wartości życia bezżennego osób świeckich. Zazwyczaj nie potrafią wskazać konkretnych dokumentów kościelnych, które potwierdzałyby wartość takiego stanu. W XXI wieku aby cieszyć się uznaniem otoczenia, także w Kościele, należy albo mieć własną rodzinę albo rozeznać powołanie kapłańskie, lub do życia zakonnego (w drodze wyjątku do dziewictwa konsekrowanego). „Wolnych strzelców” być nie może bo wymykają się ogólnie przyjętym schematom i normom. Mądrzy, dojrzali i odpowiedzialni katolicy, potrafią rozeznać swoje powołanie w młodości i nie podążają drogą, o której nikt nie słyszał, i o której nikt nic nie wie, bo prawdopodobnie nie istnieje. Mówienie o takiej drodze jest najprawdopodobniej wytworem wybujałej fantazji oraz wygodnictwa katolickich, niezaradnych życiowo singli. W zasadzie nie istnieje nawet jakaś konkretna nazwa tej drogi życiowej, za to istnieje dość pokaźna liczba osób, która tą drogą podąża.

Otóż mylą się wszyscy ci, którzy trzeciej drodze zaprzeczają lub ją ignorują. Powiem krótko – ich problem. Tym zaś, którzy umęczeni i zdezorientowani żyją od lat w poczuciu nie wybrania, z radością donoszę, że taka droga nie tylko, że istnieje, ale wielka jest w oczach Boga. Zaprasza na nią coraz liczniejszą rzeszę wiernych bo można na niej genialnie realizować wyjątkową misję. Dostrzegła tę drogę i nazwała ją już na początku ubiegłego wieku Edyta Stein – przyszła karmelitanka, święta Benedykta od Krzyża. Opisała ją w kilku skromnych akapitach książki, pt. „Refleksje o kobiecie”. Kroczyła tą drogą mało znana bł. Natalia Tułasiewicz. Kobieta marząca o sakramentalnym małżeństwie. Osiem lat czekała na nawrócenie ukochanego narzeczonego. Kiedy dotarło do niej, że chrześcijańskiej rodziny nie założy z miłością swojego życia, zaręczyny zerwała i rozpoczęła życie na nieprzetartej drodze indywidualnego powołania. Chociaż w pierwszej połowie XX wieku nazwy tej jeszcze nie znała. Co ciekawe w podobnym duchu pisze o tej trzeciej drodze, ksiądz Karol Stehlin FSSPX, w swojej książce, pt. „Istota, godność i misja kobiety”. Publikację tę poleciła mi jedna z czytelniczek niniejszego bloga, za co jestem jej niezmiernie wdzięczna. Lektura godna polecenia każdej kobiecie, bez względu na stan cywilny. Zabawne, że i w tej książce, tematowi trzeciej drogi poświęcone są zaledwie trzy strony. Jak się okazuje, zarówno w przypadku Edyty Stein jak i księdza Karola Stehlina, nie ilość a jakość liczy się najbardziej. Oboje dotykają istoty powołania, które w dzisiejszych czasach zdaje się coraz bardziej powszechne. Oboje piszą o wyjątkowej misji tych powołań, w czasach kiedy Kościół Katolicki przeżywa olbrzymi kryzys. Osobiście dostrzegam wiele wspólnego pomiędzy czasami, w których przyszło nam żyć a pierwszymi wiekami chrześcijaństwa. Nie było wówczas zakonów a dziewictwo i życie w bezżenności dla Królestwa Bożego zdawało się być wręcz ideałem powołania człowieka. 

Przyznam się, że bardzo wzruszyłam się czytając książkę ks. Stehlina. To pierwsza taka publikacja, na którą trafiłam, dedykowana szczególnie świeckim kobietom, w której autor pisze otwarcie o wielkim bólu i cierpieniu kobiet, które nie mogą z różnych względów realizować powołania do małżeństwa. Dostrzegając niepodważalną wartość tego naturalnego powołania, wynikającego wręcz z naszej biologicznej konstrukcji, nie ukrywa i nie przemilcza niepodważalnej wartości dziewictwa. Nie boi się pisać o wyższości dziewictwa nad małżeństwem i pięknie tłumaczy na czym ona polega. Odważnie pisze: „Jakże więc ważne jest, by każda kobieta, a szczególnie młoda, uświadomiła sobie piękno i wzniosłość dziewictwa. Najlepiej, by stało się to, zanim z niego zrezygnuje, wkraczając na drogę małżeństwa. Wówczas ta rezygnacja jest w pełni świadoma. Często, wychodząc za mąż, kobieta wie, co zyskuje (czy spodziewa się zyskać), ale nie wie, co traci, to znaczy nie uświadamia sobie wartości tego, co traci. Wiele kobiet wychodzi za mąż dlatego, że nikt im wcześniej nie ukazał piękna dziewiczego oddania się Chrystusowi”. Mój Boże, jakie to na wskroś prawdziwe! My naprawdę bardzo mało wiemy o wartości dziewictwa i najczęściej kojarzymy go z celibatem osób powołanych do życia konsekrowanego. A to nie jest cała prawda na ten temat.  

Niesamowite jest także to, że ten kapłan, dostrzega różnicę – podobnie jak Edyta Stein – między osobami, które rozeznają powołanie do bezżenności oraz takimi, które takiego powołania nie dostrzegają a z różnych przyczyn przyszło im żyć jak bezżenni. Najwspanialsze jest to, że oboje nie poprzestają na dostrzeżeniu samego problemu ale wskazują jego rozwiązanie! I to jest to, co interesuje i czego szuka osoba samotna nie z wyboru. Zachwycam się tymi tekstami. Cieszę się nimi i wracam do nich często. Są jak balsam na moje obolałe serce. Ale uwaga! Od razu szczerze wyznam, że pierwsza moja reakcja na wspomniane teksty nie była taka entuzjastyczna. Dlaczego? Dlatego, że chociaż jak wspomniałam, teksty są króciutkie, to niesamowicie głębokie. Dotykają istoty niewybranej samotności. To nie są banalne porady rodem z kolorowych czasopism. Aby pojąć i przyjąć całym sercem te treści, w sytuacji niechcianej bezżenności, trzeba zaryzykować i zaufać, że mają one moc przemienić nasze życie. Tak stało się w moim przypadku, dlatego z czystym sercem mogę polecić każdemu tę duchową wędrówkę ku prawdzie. Prawdzie o naszym trudnym a zarazem wyjątkowym i wspaniałym powołaniu. 

W książce księdza Karola Stehlina pada znamienne zdanie, którego sens odkryłam dopiero po wielu miesiącach od pierwszej lektury. Autor pisze, że: „Ta „trzecia droga” pod niektórymi względami może być uznana za pierwszą, bo wymaga największego samozaparcia i największej gotowości do ofiar, które często zostaną w pełni nagrodzone dopiero w niebie”. Tak, ta droga w zasadzie jest pierwszą jeśli dobrze pojmujemy sens powołania człowieka. W tym miejscu chciałabym zwrócić uwagę czytelnika na jeden bardzo istotny aspekt opisywanej przeze mnie trzeciej drogi. To nie jest powołanie zakonne ani konsekrowane, którego samotne kobiety najczęściej się obawiają. Teoretycznie może do niego prowadzić, podobnie zresztą jak do małżeństwa. Mnie osobiście odkrycie tej nieprzetartej drogi indywidualnego powołania tak zachwyciło, że wcześniejsze pragnienie małżeństwa z czasem zaczęło przygasać. Różne lęki, które towarzyszyły mi na myśl o życiu w pojedynkę ustępowały w miarę jak odkryłam pragnienie posiadania serca niepodzielnego. Takim sercem zapragnęłam służyć Jezusowi. Mam świadomość wielkiego obdarowania, bo takiego pragnienia człowiek sam z siebie nie wzbudzi. Może jedynie otworzyć się na nie i przyjąć go. Cudowne jest to, że chociaż ta droga indywidualnego powołania jest nieprzetarta – to wręcz życiowe chaszcze, które na początkowym etapie są źródłem wielu lęków, frustracji, zniechęcenia oraz bolesnego odrzucenia przez otoczenie – to ostatecznie zwycięża poczucie wolności, Bożego pokoju i wszechogarniającej radości. Radość ta wypływa ze szczerego pragnienia pełnienia w życiu jedynie woli Bożej. Nie bójcie się tej drogi! Nie bójcie się wolności w Bogu, powiem więcej, stanu wolnego w Bogu! Pozwólcie prowadzić się Temu, który jak pisze ksiądz Stehlin: „wzywa tak, jak chce, kiedy i gdzie chce. Oprócz tego należy pamiętać o sytuacji panującej obecnie w naszym świecie. Im bardziej ten świat pogrąża się w chaosie bezbożności i im większa liczba ludzi pozbawiona jest szczęśliwych, normalnych rodzin, tym bardziej Bóg jest gotów do pomocy ludziom wyciągającym ku Niemu ręce w rozpaczy i nieszczęściu. W tej wręcz katastrofalnej sytuacji Bóg budzi szczególne powołania, aby swe światło zanieść tam, gdzie już wszystkie światła pogasły i brak wszelkiej nadziei. Są to powołania osób, które nie opuszczają tego świata, ale żyją w nim według ewangelicznych rad, tak zwana „trzecia droga”, wyraźnie pochwalana przez Stolicę Apostolską”. (Autor powołuje się na konstytucję apostolską  Provida Mater Ecclesia Piusa XII z 1947 roku).  

W podobnym duchu Edyta Stein pisze o osobie, która „idąc z Bogiem za rękę, tryska strumieniem żywej wody i tajemniczą siłą przyciąga spragnione dusze. Wcale o to nie zabiegając, staje się przewodnikiem dążącym ku światłu i sprawuje wobec nich duchowe macierzyństwo, rodząc i wprowadzając w królestwo Boże „synów” i „córki”. Liturgia Kościoła ukazuje nam wiele ludzi, mężczyzn i kobiety, podążających taką drogą „w świecie”. Nasze czasy szczególnie ich potrzebują. Nowoczesnemu pogaństwu, dla którego podejrzana jest każda sutanna duchowna, stroniącemu od wszelkiej nauki wiary, można życie nadprzyrodzone przybliżyć jedynie przez ludzi zewnętrznie takich, jak wszyscy inni; wykonują ten sam zawód, podzielają zainteresowania ludzi tego świata, a przecież są widocznie wspierani przez tajemną moc, która z tego świata nie pochodzi”. 

Mam świadomość, że te teksty mogą niektórych odrzucać. Pamiętam dobrze moje zafiksowanie na marzeniach i pragnieniach. Na tym czego ja pragnęłam. To niestety bardzo powszechna postawa wśród kobiet. Nie bójmy się o tym mówić ani tym bardziej zmierzyć z tym problemem. To naturalne, że gdy jesteśmy na etapie spełniania własnych życiowych wizji, pełnienie woli Bożej nie jest dla nas żadną atrakcją. Obserwując zmagania bliskich mi kobiet niezamężnych oraz wspominając własne zmagania z przyjęciem nieprzetartej drogi indywidualnego powołania, odnoszę wrażenie, że wszystko rozbija się o to, kto „wie lepiej”, kto ma trzymać stery mojego życia. Dopóki kombinowałam sama i kurczowo trzymałam się własnych wizji, nie dawałam szans Panu Bogu na to aby odkrył przede mną piękno drogi, po której kroczyłam od lat. Biadoliłam, utyskiwałam, godziłam się na krytykę mojego samotnego życia ze strony otoczenia, bo przez myśl mi nie przeszło, że na tej drodze, kroczy obok mnie Jezus. Że ta droga jest uświęcona Jego obecnością. Że może przynieść piękne owoce. Jest tylko jeden warunek: muszę przestać błąkać się po tej drodze bezmyślnie i „po swojemu”. To jest szlak wytyczony przez Pana i to On wie najlepiej, jak się na nim poruszać. Kiedy to do mnie dotarło, słowa Edyty Stein – które uprzednio odbierałam jako „akceptację porażki życiowej” – stały się wręcz uwalniające. Poczułam jakby jakiś nieprawdopodobny i zbędny ciężar spadł z moich pleców. Dlatego dziś z pełnym przekonaniem i radością mogę potwierdzić, że prawdą jest, iż: „Ten tylko uczyni przedmiotem własnego wyboru coś, czego sam nie wybrał i zrealizuje to w sposób wolny i radosny, kto w narzuconych warunkach dojrzy zrządzenie woli Boga i nie pragnie niczego innego, jak jej podporządkować wolę swoją. Gdy tak mu ją poddaje, może być pewien szczególnego prowadzenia łaski”. 

To zdanie jest kluczowe. Warto poświęć czas podczas adoracji Najświętszego Sakramentu, aby kontemplować te słowa w obecności Pana – a może na zorganizowanych w tym celu rekolekcjach* (link do zapisów) – tak długo aż z poziomu intelektu spłyną do serca. Jestem przekonana, że dla wielu osób – podobnie jak dla mnie – staną się przełomowe w odkryciu błogosławieństwa samotności. Błogosławieństwa stanu wolnego! Kiedy dokona się w nas już ta przemiana, to jasnym i bardzo atrakcyjnym okaże się, że: „Kto zaś wypadł ze szlaku, który zdawało mu się wytyczać urodzenie i wychowanie, albo sam sobie wymarzył i do niego  dążył lub też, został pociągnięty na zupełnie inne tory, taki człowiek może w tym widzieć znak szczególnego powołania do kroczenia nie przetartą i nie oznaczoną drogą z indywidualnym zadaniem, jeszcze jasno nie widzianym, ale które się krok po kroku odsłania”. 

Tak zaczyna się życie pełnią życia, w poczuciu spełnienia! Każdej osobie samotnej nie z wyboru życzę aby tego doświadczyła. Kończąc ten wpis pragnę zwrócić się do kierowników duchowych osób samotnych. Pamiętajcie proszę, że osobie podążającej nieprzetartą drogą indywidualnego powołania, rozeznanie życiowej misji nie przychodzi łatwo. Dlatego szczególnie potrzebuje waszej pomocy. Edyta Stein z niesamowitym wyczuciem i rozeznaniem podpowiada, że należy mieć świadomość iż taka osoba: „Umocnienia dla tego rodzaju zadań nie znajdzie więc w ogólnej formie życia liturgicznego konsekrowanego, lecz w prowadzeniu indywidualnym i musi starannie odczytywać znaki wskazujące drogę”. Mam świadomość, że jest to nie lada wyzwanie również dla was. Dużo łatwiej podpowiedzieć komuś jedną z dwóch dróg: małżeństwo lub życie konsekrowane. Trudniej towarzyszyć na nieprzetartej drodze indywidualnego powołania, tym bardziej, że nie istnieje w tym momencie żadna formacja dla takich osób. Kto wie, może w tym momencie Pan poruszy serce kogoś z was i rozpoczniecie pracę nad przygotowaniem takiej konkretnej formacji aby dotrzeć do większej ilości osób. Jestem pewna, że radość i satysfakcja z owoców jakie przyniesie ostatecznie pomoc w rozeznawaniu tych indywidualnych zadań, stanie się także waszym udziałem. Czego z całego serca wam życzę!

Ps. Rekolekcje, o których wspomniałam w tekście, odbędą się już wkrótce w Domu Rekolekcyjnym Sióstr Karmelitanek w Czernej (12-14 lutego 2021). Ku wielkiej mojej radości, poprowadzi je Ojciec Konrad Małys OSB, który pierwszy przed laty odkrył bezcenną wartość zapisków Edyty Stein. Podzielił się później tym odkryciem z moją siostrą Beatą Kołodziej (autorką książek: „Czas na kobiecość, czyli podróż do samej siebie” i „Czas na relacje, czyli droga od serca do serca„). Wspólnie spędziłyśmy długie godziny na rozmowach poświęconych tej tematyce. Lektura „powołaniowej wizji” Edyty Stein była dla nas obu światełkiem w tunelu i mnie osobiście bardzo pomogła w ułożeniu moich życiowych puzzli.
Serdecznie zapraszam wszystkie kobiety stanu wolnego do udziału w tych wyjątkowych rekolekcjach. Taka okazja nie zdarza się często…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *