Tęsknota.

„Błogosławiona bezpłodna, ale nieskalana, która nie zaznała grzesznego współżycia w łożu, w czas nawiedzenia dusz wyda plon. I eunuch, co nie skalał swych rąk nieprawością ani nic złego nie myślał przeciw Bogu: za wierność otrzyma łaskę szczególną i dział pełen radości w Świątyni Pańskiej. Wspaniałe są owoce dobrych wysiłków, a korzeń mądrości nie usycha. /Mdr 3, 13-15/
„Lepsza bezdzietność [połączona] z cnotą, nieśmiertelna jest bowiem jej pamięć, bo ma uznanie u Boga i ludzi: Gdy jest obecna, to ją naśladują, tęsknią, gdy odejdzie,
a w wieczności triumfuje uwiecznionazwyciężywszy w zawodach o nieskazitelnej nagrodzie”. /Mdr 4, 1-2/

Zdumiewające, że w czasach Starego Testamentu, kiedy Boże błogosławieństwo było utożsamiane z licznym potomstwem, w Księdze Mądrości autor natchniony wygłasza pochwałę nieskalanej bezpłodności i bezdzietności połączonej z cnotą. Oba przytoczone przeze mnie fragmenty stanowią pochwałę czystości dziewiczej. Okazuje się, że już od wieków miała ona „uznanie u Boga i ludzi”.

Jeszcze ciekawsza jest lektura Nowego Testamentu. Wnikliwy czytelnik zauważy, że sam Jezus nie stawia na piedestale jednego, konkretnego powołania życiowego. Wartość małżeństwa jest dla Niego niepodważalna. Do tego stopnia, że podnosi je do rangi sakramentu. Co ciekawe, tym samym nie deprecjonuje bezżenności. Wręcz przeciwnie, sam pozostał bezżennym i wspomniał o „tajemniczej” grupie tych, którzy wybierają bezżeństwo (dziewictwo) ze względu na Królestwo niebieskie. Czyż może być lepsza rekomendacja takiej drogi życiowej?! Kościół współcześnie naucza (czy zawsze tak było?), że dotyczy to osób powołanych do kapłaństwa i życia konsekrowanego. Osobiście zastanawia mnie to bardzo, gdyż w czasach Jezusa nie było jeszcze zakonów ani kapłaństwa jakie znamy obecnie. Kto więc należał do tej trzeciej grupy bezżennych dla Królestwa Bożego? Wiemy, że słowa, które wypowiedział Jezus ponad dwa tysiące lat temu, nigdy nie tracą na aktualności więc dotyczą także każdego z nas. Dowiadujemy się z nich, że jest jakaś grupa ludzi, która „pojmuje” słowa Jezusa, jacyś ludzie, „którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni”. Sami zostali bezżenni? Czyli, że sami z siebie taką drogę wybrali wbrew powszechnie panującym wyobrażeniom o powołaniu człowieka? Wybrali drogę, która w oczach im współczesnych jawiła się jako droga przekleństwa bezżennego i bezpłodnego życia? Intryguje mnie od dawna ten fragment (Mt 19, 10-12) zwłaszcza w kontekście coraz bardziej licznej grupy osób samotnych nie z wyboru, a co za tym idzie, żyjących w niewybranym celibacie.

Ten niewybrany celibat (bezżenność) odbieramy zazwyczaj jako niezasłużoną krzywdę, coś co nas rani wewnętrznie. Wiąże się także z wymuszoną wstrzemięźliwością seksualną a to rodzi w nas bunt, czasami nawet gniew na samego Boga. Bo jak człowiek ma żyć pełnią życia skoro ta seksualna sfera jest w nas niezaspokojona? Kiedy wydaje nam się, że żyjemy wbrew naturze, którą jakby nie było obdarzył nas sam Bóg. Mało tego, w Księdze Rodzaju wyraźnie On sam mówi, że nie jest dobrze aby człowiek był sam, nakazuje abyśmy byli płodni i czynili sobie ziemię poddaną.

Tak, sakramentalne małżeństwo to najbardziej powszechna i naturalna droga, którą pragnie podążać zdecydowana większość katolików. Niestety dość często bywa, że zawierane jest bez głębszego rozeznawania i należytego przygotowania. Kuriozalnym jest fakt, że zawierają go coraz częściej katolicy niepraktykujący lub wierzący „inaczej” czyli tacy, którzy jawnie deklarują (oczywiście poza kancelarią parafialną) sprzeciw wobec katolickiej nauki moralnej. Narzeczeni w przeważającej większości nie zachowują czystości przedmałżeńskiej i co szokuje najbardziej, nie widzą w tym żadnego problemu. Porażający jest fakt, że dziewczęta jeszcze jako nastolatki, tracą dziewictwo, nie widząc w tym nic złego. Zachowanie dziewictwa nie stanowi dla nich żadnej wartości. Nie słyszały o niej albo spotykają się z wypaczonym obrazem, karykaturą dziewictwa. Czystość i wartość dziewictwa pojawia się za to na kursach przedmałżeńskich, w których licznie uczestniczą narzeczeni mieszkający i współżyjący ze sobą od lat. Bywa i tak, że do ołtarza idą spodziewając się już dziecka. O tym, że o czystość powinni dbać oboje także po ślubie, nie mają zielonego pojęcia. Jeszcze w uszach gości weselnych pobrzmiewa Marsz Mandelsona (albo – wbrew Prawu Liturgicznemu – jakiś inny modny i koniecznie świecki utwór typu „Alleluja” Cohena) a nowożeńcom zaczynają rwać się relacje, płomień miłości dogorywa. W ostatnich latach obserwujemy dramatyczny wzrost rozpadu małżeństw, także sakramentalnych. Statystyki są brutalne, ponad 60% małżeństw rozpada się już w pierwszych latach pożycia małżeńskiego. 

„Lepsza bezdzietność [połączona] z cnotą (…)
Gdy jest obecna, to ją naśladują,
tęsknią, gdy odejdzie…”.

Czytam te słowa i rozważam: gdyby wartość czystości i dziewictwa była obecna w naszej świadomości, w naszych sercach, w naszych codziennych wyborach, to by ją naśladowano. A tu rzeczywistość mamy taką, że potencjalnych naśladowców – nawet wśród katolików – tyle co kot napłakał. Hm… znany kapłan głoszący rekolekcje także w Internecie, poświęca sporo czasu „czystości z odzysku” bo jak twierdzi, 3/4 młodych ludzi straciło już dziewictwo, regularnie współżyje bez ślubu i uzależniona jest od masturbacji i pornografii. „Gdy jest obecna, to ja naśladują…” Gdzie jej szukać? Myśli kieruję do tych, którzy czystość ślubowali i którzy świadomie i dobrowolnie wybrali celibat. Szukam artykułów, nagrań z rekolekcji i konkretnych świadectw na temat czystości i dziewictwa, i co? Pojedyncze wypowiedzi, generalnie cisza w eterze… Za to sporo głośnych i jakże ckliwych artykułów i wpisów w mediach społecznościowych, na temat dobrowolności lub zniesienia celibatu w Kościele Katolickim. Taki mamy klimat. Zdecydowanie niesprzyjający naśladowaniu.

„Lepsza bezdzietność [połączona] z cnotą (…)
Gdy jest obecna, to ją naśladują,
tęsknią, gdy odejdzie…”.

Szczerze mówiąc, nie wiem czy jesteśmy już na etapie tęsknoty za tym co odeszło, co było czyste i dziewicze. Gdzieniegdzie gromadzą się wierni, którzy dostrzegli problem i starają się dbać o czystość serca i ciała. Mam na myśli, np. Ruch Czystych Serc i miesięcznik „Miłujcie się!”, który przy okazji polecam. Tych co mają dużo wolnego czasu zachęcam też aby cierpliwe przeszukiwali Internet. Czasem można trafić na jakąś perełkę w tym temacie. I to by było na tyle. 

W tym miejscu pragnę doprecyzować, że niniejsze rozważania snuję z perspektywy wierzącej katoliczki, która nie przynależy do żadnej wspólnoty parafialnej czyli tak jak zdecydowana większość polskich katolików. Domyślam się wiec, że gdzieś w kraju istnieją kapłani i grupy modlitewne, którym temat czystości i dziewictwa nie jest obcy. Zastanawia mnie jednak dlaczego nie jest obecny w powszechnym nauczaniu (w homiliach, listach duszpasterskich i prasie katolickiej)? Często słyszę z ust kapłanów, że to nie prawda, że jest wręcz przeciwnie. Pytam wtedy, skoro jest tak dobrze – to dlaczego jest tak źle?! Statystyki nie kłamią. Spowiednicy również i to oni uczciwie przyznają, że grzechy nieczystości należą do najbardziej powszechnych wśród młodzieży a coraz częściej pojawiają się także u dzieci (10-latki uzależnione od pornografii)! 

W rozmowach z katolikami, nawet tymi z doświadczeniem wspólnotowym, orientuję się, że podstawowe pojęcia są mylone. Kiedy konkretnie pytam czym jest dla ciebie dziewictwo, jaką ma wartość i znaczenie w twoim życiu – zapada długie milczenie, zwłaszcza gdy rozmówcą jest niezamężna, dojrzała kobieta. Kiedy pytam o wartość życia w czystości w małżeństwie także zapada wymowne milczenie. Zdarzają się bardziej świadomi katolicy, którzy potrafią pięknie bronić czystości przedmałżeńskiej ale kiedy dotykamy tematu wyższości dziewictwa nad małżeństwem, obrywa mi się niemiłosiernie. Okazuje się, że mało kto rozumie na czym ta wyższość polega. Nie boję się stwierdzić, że katolicka nauka w tym temacie przestała w praktyce istnieć. Powtórzę, w praktyce bo w teorii istnieje od zawsze i wciąż nas obowiązuje. Trzeba jednak nie lada samozaparcia aby dotrzeć do źródła i samodzielnie przegryźć się przez dostępne kościelne dokumenty. 

Jeśli chodzi natomiast o teksty czy nagrania, które krążą w sieci, to poświęcone są one w większości młodym ludziom, przygotowującym się do małżeństwa. W tym kontekście słyszymy zachętę do wytrwania w czystości i dziewictwie. Z tych nauk dowiedziałam się, że dziewictwo ma wielką wartość dla przyszłych małżonków a także dla tych, którzy rozeznają powołanie do życia konsekrowanego. Nie wiem natomiast co z całą resztą wiernych, którzy nie realizują tych dwóch dróg powołania? Wśród praktykujących katoliczek krąży opinia, że dziewictwo trzeba zachować dla męża bo kto chciałby „nadgryzione jabłko”. Pomijam fakt, że takie podejście świadczy o wypaczonym obrazie wartości dziewictwa. Z powszechnie krążących opinii wśród znajomych katolików, nie dowiedziałam się na czym polega wartość dziewictwa niezamężnych kobiet w średnim wieku, takich które za mąż nie wyszły i nie są dziewicami konsekrowanymi. Zdarzyło mi się natomiast usłyszeć, że jest to forma krzyża, który powinny nieść. Intrygujące: dziewictwo formą krzyża, hm… Jako remedium na niewybrany celibat dostają zachętę od katolickiego kapłana aby swoje dziewictwo opłakały i samodzielnie wybrały życie konsekrowane mimo, że wcześniej takiego powołania nie rozeznały. 

Przepraszam za kolokwialne stwierdzenie ale mdli mnie za każdym razem gdy słyszę naukę o wartości życia w czystości w kontekście małżeństwa ale nie słychać jej już w kontekście osób porzuconych, rozwiedzionych czy owdowiałych. Czyżby takie osoby były zwolnione – wbrew katolickiej nauce – z obowiązku życia w czystości a co za tym idzie także we wstrzemięźliwości seksualnej? Jak to się dzieje, że w przypadku ochrzczonych katolików, którzy znają 10 przykazań Bożych – mimo to decydują się po rozwodzie na drugie, niesakramentalne małżeństwo czyli żyją w grzechu śmiertelnym – nauka o życiu w czystości znika jak kamfora?! To samo zdaje się dotyczyć – może jeszcze nie w Polsce ale już za naszą zachodnią granicą – par homoseksualnych, które mimo prowadzenia regularnego życia seksualnego, dostają błogosławieństwo katolickich(?) kapłanów. W trakcie pisania tego wpisu pojawił się oficjalny dokument z Watykanu, który wyraźnie potwierdza wielowiekową naukę Kościoła Katolickiego i zabrania udzielania tego rodzaju błogosławieństwa. Czy możemy spać spokojnie? Otóż, nie bo jak się okazuje, w odpowiedzi na to pismo, w trybie niemalże błyskawicznym, 300 kapłanów i biskupów niemieckich, austriackich oraz świeckich katolików, zapowiedziało że takiego błogosławieństwa udzielać będzie nadal.(sic!) W krótkim czasie przeszli od słowa do czynu i zapowiedzieli, że 10 maja, w Niemczech ma się odbyć wspomniany obrzęd (akcja błogosławienia par homoseksualnych), do którego przeprowadzenia zgłosiło się już „2500 księży, diakonуw i innych pracownikуw duszpasterskich”! (eKAI)

Wśród coraz liczniejszej grupy biskupów i kardynałów niemieckich, którzy mają silne wpływy w Watykanie (a którzy jakby nie było są naszymi najbliższymi sąsiadami) zdaje się panować przekonanie, że małżeństwo ma tak wielką wartość, że kapłański celibat przy niej schodzi na dalszy plan. Dążenia do zniesienia celibatu wśród katolickich księży stają się coraz silniejsze i powszechniejsze. Wysuwane argumenty dotyczą zazwyczaj dyscypliny Kościoła Katolickiego i zachwytu nad protestanckim czy prawosławnym modelem kapłaństwa – pomijając fakt, że protestancki pastor nie jest kapłanem!

Często zadaję sobie pytanie skąd ta „nagła” zmiana w świadomości katolików ostatnich dziesięcioleci? Skąd takie beztroskie i wybiórcze traktowanie przykazań Bożych? Doszło do tego, że nawet czystość doktryny katolickiej jest realnie zagrożona. Nie mówiąc już o czystości sumień, które zdają się rządzić podług naszych indywidualnych poglądów, pragnień i wyobrażeń a nie zgodnie z wolą Bożą i natchnienim Ducha Bożego. Odnoszę wrażenie, że praktycznie w każdej dziedzinie życia, także duchowego, człowiek stanął w centrum a tym samym zdetronizował samego Pana Boga(*), od którego wszystko bierze początek. Także życie w czystości każdego z nas!

W tym miejscu nasuwa mi się jeszcze jedna myśl. Żyjemy w czasach królowania mody a nie ideałów. Stajemy na głowie aby być modnymi i tu co ciekawe, w kontekście mody, nie zależy nam już tak bardzo na indywidualności. Nie jesteśmy skorzy do tego aby wybijać się z tłumu. Dziś aby żyć w zgodzie z wyznawanymi wartościami trzeba nie lada odwagi. Zdaje się, że ci, którzy mogą tę odwagę czerpać garściami wprost ze źródła czyli od Ducha Świętego, dezerterują już na starcie. Młodzi ludzie, którzy z natury lubią wyzwania i tęsknią za ideałami, w nieoczekiwany sposób dali się wkręcić i omamić kłamstwem na temat wolności, także w sferze życia seksualnego. Współczuję im niezmiernie bo tracą – często bezpowrotnie – szanse na życie zgodne z ideałem, którego istnienia nawet nie przeczuwają. Życie w czystości i dziewictwo nie stanowi dla nich wartości ani tym bardziej ideału. Z tym wiąże się przecież kłopot. Do ideału trzeba dorastać, zmagać się, toczyć walkę wewnętrzną, często zaprzeć się samego siebie aby go dosięgnąć. Komu to dziś imponuje? Kogo stać na taki wysiłek? Wszystko wskazuje na to, że tak jak upadł ideał rycerstwa, tak i upadł – w powszechnej świadomości – ideał czystości. Smutne i zarazem tragiczne jest to, że katolicy – bez względu na wiek, zarówno ci młodzi jak i dojrzali wiekiem – nie chcą żyć pełnią Objawienia Bożego, które stało się ich udziałem już na Chrzcie świętym. Praktycznie nie różnią się już niczym od tych, którzy żyją duchem tego świata. A przecież powołał nas Bóg do tego abyśmy byli solą ziemi i światłem świata. (Mt 5 13-16). Powinniśmy się wyróżniać w każdej sferze naszego życia, także seksualnej poprzez życie w czystości nie tylko ducha ale także ciała!

Można bardzo długo opisywać tę absurdalną sytuację w jakiej znaleźliśmy się w Kościele Katolickim XXI wieku. Sytuację, w której wierni nie znają, nie chcą znać lub świadomie odrzucają nauczanie moralne Kościoła. Zapominają przy tym, że pochodzi ono wprost od samego Boga (10 przykazań Bożych) i jest obecne w całym nauczaniu naszego Pana Jezusa Chrystusa (Nowy Testament). Kończąc ten wpis, pragnę w sposób szczególny zachęcić kobiety niezamężne do pogłębionej refleksji nad wartością dziewictwa i życia w czystości. Jestem głęboko przekonana, że coraz większa ilość kobiet samotnych nie z wyboru, nie jest dziełem przypadku. Badajmy znaki czasu także w naszym życiu. Jeśli nasze plany i marzenia nie zostały spełnione, może najwyższy czas aby zapytać Pana jaki jest Jego plan i Jego marzenie dotyczące naszego życia? Dziś nasze samotne życie może wydawać się całkowicie pozbawione sensu i wartości ale kiedy w jego centrum stanie Bóg, bardzo szybko okaże się, że takie życie jest wręcz MISJĄ w obecnych czasach. Tak bardo brakuje we współczesnym świecie a nawet w samym kościele, APOSTOŁÓW ŻYCIA W CZYSTOŚCI. Powiem mocniej i dobitniej, brakuje APOSTOŁÓW DZIEWICTWA, świadków życia dla Pana w świecie, nie tylko w życiu konsekrowanym. Powróćmy do Źródła i do podstawowego powołania człowieka aby uzdrowić powołania, które dziś przeżywają swój kryzys: zarówno powołanie do małżeństwa jak i do życia konsekrowanego. Życie niezamężnych kobiet, w całkowitym zawierzeniu Bogu i Matce Najświętszej, może być przepiękną formą wynagradzania Panu Jezusowi i zadośćuczynienia za wszelkie niegodziwości, plugastwo nieczystości, świętokradztwo i profanacje Najświętszego Ciała i Krwi Jezusa Chrystusa. Biada tym, którzy chcieliby umniejszyć wartość takiego powołania!



(*) Więcej na temat tego jak w Kościele Katolickim człowiek stanął w centrum, detronizując tym samym Pana Boga, możemy poczytać w najnowszej książce Ojca Jana Strumiłowskiego OCist. Gorąco zachęcam do lektury „Bóg czy człowiek”; Wydawnictwo Sióstr Loretanek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *