Od kilkunastu lat obserwuję przemianę świadomości naszego społeczeństwa w temacie życia w czystości i celibatu. Wyjeżdżając do Hiszpanii w 2002 roku, zostawiłam w Polsce rodzinę i znajomych, którzy w większości mieli spójny system wartości. Mam na myśli osoby należące do Kościoła Katolickiego. Życie na „kocią łapę” było napiętnowane. Współżycie przed ślubem – chociaż coraz częstsze także w rodzinach katolickich – nie było powodem do chluby i starano się ten fakt raczej kamuflować. Nauczanie Kościoła Katolickiego było jasne i konkretne.
W Hiszpanii przeżyłam szok. W pierwszej kolejności zobaczyłam na własne oczy jak wygląda kryzys duchowieństwa. Dałabym sobie wówczas głowę uciąć, że do Polski taki kryzys na 100% nie dotrze… W Kraju Basków gdzie przyszło mi spędzić 4 lata, zobaczyłam jak wyglądają puste kościoły. Na Mszach Świętych garstka wiernych i jeszcze mniej młodych. Z otwartą buzią przyjmowałam informacje, że kościoły przerabiane są na muzea, domy kultury, itp. W jednym z takich kościołów zorganizowano boisko dla młodzieży. W miejscu ołtarza stoi teraz bramka piłkarska. Podczas Eucharystii widziałam księży, którym nie chciało się czytać np. psalmu i zalecano lekturę w domu. Nie wszyscy księża mieli ochotę ubrać się w odpowiednie szaty liturgiczne do sprawowania Mszy Świętej. Nie widziałam żeby Hiszpanie spowiadali się, za to licznie przystępowali do Komunii Świętej. Co ciekawe, najczęściej rozdawanej przez świeckich szafarzy! Kiedy poszłam do spowiedzi, zostałam uświadomiona, że nie ma takiej potrzeby abym do spowiedzi chodziła, że wystarczy spowiedź powszechna. Powołanie się na Katechizm Kościoła Katolickiego i nauczanie Jana Pawła II spowodowało niebywałą irytację księdza i przez chwilę moje rozgrzeszenie zawisło na włosku. Wielokrotnie spotykałam się z krytyką Jana Pawła II i nieskrywanym pragnieniem aby jego pontyfikat jak najszybciej się skończył. Pamiętam gniew ojca dyrektora z ośrodka rekolekcyjnego w Loyola (tam gdzie znajduje się dom Św. Ignacego) na papieża Polaka za to, że kurczowo trzyma się udzielania Komunii Świętej do ust a nie na rękę.
Podczas pobytu w Hiszpanii zobaczyłam również kryzys wartości hiszpańskiego społeczeństwa. Na ulicach oglądałam pary całujących się ostentacyjnie homoseksualistów i lesbijek. Dowiedziałam się także o istnieniu banku spermy i „o moim prawie do szczęścia” czyli możliwości posiadania dziecka bez tatusia, za pomocą metody in vitro. Wszystko to w oczach Hiszpanów było jak najbardziej normalne i naturalne. Znajomi widząc, że jestem sama a jednocześnie wierząca, sugerowali – nie do końca żartem – żebym związała się z jakimś księdzem. (sic!)
Od mojego powrotu do Polski mija 13 lat. Zaledwie 13 lat! A wszystko to, co tak bardzo szokowało mnie i bulwersowało w Hiszpanii, mogę obserwować na ulicach polskich miast i w katolickich świątyniach. Degradacja dotychczasowego systemu wartości jakimi żyliśmy jeszcze dwadzieścia lat temu, następuje w zawrotnym tempie. Od dłuższego czasu wśród ataków na Kościół króluje sztandarowy temat celibatu. Szokuje fakt, że coraz więcej tego typu ataków pochodzi od samych księży! Coraz liczniejsze i nagłaśniane (celowo?) są odejścia kapłanów ze względu na kobietę. Natomiast na forach społecznościowych spora część wiernych gratuluje im „życia w prawdzie” i życzy szczęścia na nowej drodze życia. (sic!)
Niedawno wysłuchałam wyznania jednego z takich księży, który informuje wiernych, że kocha Kościół Katolicki, że chce być księdzem ale dodaje: „cały czas mam pragnienie w sercu aby być mężem, aby mieć żonę. Nie mam powołania do celibatu. Nie mam tej łaski.”
Nie mam powołania do celibatu… to zdanie, wypowiedziane przez kapłana, nieprawdopodobnie brzmi w moich uszach. W uszach 48-letniej, niezamężnej kobiety należącej do Kościoła Katolickiego.
Nie mam powołania do celibatu, mogłabym powiedzieć ja, ponieważ nie miałam powołania do zakonu i całe życie marzyłam o założeniu rodziny – ale nie ksiądz, który po kilkuletniej formacji seminaryjnej, świadomie i dobrowolnie przyjął święcenia kapłańskie a co za tym idzie także życie w celibacie.
Nie mam powołania do celibatu, mogłabym powiedzieć ja, która ze względu na brak męża żyję jako kobieta „samotna nie z wyboru” – ale nie ksiądz, który świadomie wybrał kapłaństwo a co za tym idzie, zrezygnował z małżeństwa. Dojrzały człowiek wie, że nie można zjeść ciastka i mieć ciastko.
O co tu chodzi? Jak to możliwe, że kapłan, który świadomie i dobrowolnie zdecydował się na święcenia i jako ich konsekwencję przyjął w wolności celibat, po 10 latach kapłaństwa stwierdza definitywnie, że nie ma powołania do celibatu?
Usiłuję wyobrazić sobie analogicznie tysiące wierzących kobiet i mężczyzn, stanu wolnego, którzy żyją już 20, 30, 40 lat w „niewybranym celibacie”. Skoro nie mają „powołania do celibatu” to jak mają go realizować w praktyce? Jak mają nabyć tę „łaskę życia w celibacie” niechcianym? Takich osób jest w kościele naprawdę bardzo dużo ale póki co, ich obecność zdaje się być niewygodna dla pozostałych wiernych, często także dla samych księży. Skąd mają czerpać siłę do wytrwania w czystości i cieszyć się tym darem, skoro sami księża negują jego wartość, zdają się jej nie dostrzegać i twierdzą, że są tej łaski pozbawieni?
Nie mam powołania do celibatu…
Od dłuższego czasu, to zdanie rezonuje we mnie i mówiąc bez ogródek, burzy krew w żyłach! Kiedy i jak to się stało, że coraz więcej polskich księży nie rozumie na czym polega powołanie i życie w czystości? Kiedy i jak to się stało, że w powszechnym nauczaniu praktycznie nie pojawia się temat życia w czystości i wstrzemięźliwości seksualnej (za wyjątkiem nauk przedślubnych)? Kiedy i jak to się stało, że w Kościele Katolickim zaprzestano zdrowej nauki na temat wyższości dziewictwa nad małżeństwem? Kiedy i jak to się stało, że powołanie rozumiemy jako samorealizację i życie w szczęśliwości tego świata? Kiedy i jak to się stało, że przysięga składana Bogu jest mniej ważna niż nasze pragnienia i uczucia tu i teraz? Kiedy i jak to się stało, że pozwoliliśmy sobie na infantylizację naszego życia duchowego, na postawienie naszych uczuć, marzeń i pragnień ponad wszystko, ponad wszystkie wartości z Bogiem na pierwszym miejscu? I w końcu, kiedy i jak to się stało, że przestaliśmy od siebie wymagać, pracować nad sobą, myśleć logicznie, kształtować silne charaktery, wyrabiać takie cechy jak honor i wierność (Bogu i ludziom)?
Zastanawiam się czy dożyję takich czasów, gdy księża, którzy jeszcze trwają w kapłaństwie, zaczną głosić płomienne homilie – poparte swoim świadectwem! – na temat wartości życia w czystości i celibatu. Osoby stanu wolnego tak bardzo potrzebują tego typu umocnienia i wsparcia! To powinien być „number one” współczesnego nauczania, od szkoły podstawowej począwszy a na seniorach skończywszy. Tak, na seniorach skończywszy skoro nie mają już odwagi napominać swoich dzieci i wnuków aby żyły zgodnie z przykazaniami Bożymi. Dla świętego spokoju wolą milczeć i powtarzać jak mantrę: „takie czasy”. Dziś wszyscy jesteśmy – w mniejszym lub większym stopniu – plugawieni nieczystościami, które non-stop płyną medialnymi rynsztokami do naszych uszu, oczu i serc! To nie celibat jest problemem a wszechogarniająca seksualizacja, sielankowe, wyidealizowane traktowanie małżeństwa a także wypaczony sens ludzkiego powołania. Doprowadziliśmy do takiego absurdu – konsekwentnie nam się to wpaja – że brak życia seksualnego uważamy za chorobę. Osoby, które nie uprawiają seksu traktowane są jak upośledzone i żyjące niezgodnie z naturą. Takie idiotyzmy słyszę od dwudziestu paru lat gdyż jestem kobietą niezamężną. Jako praktykująca, dojrzała, niezamężna katoliczka, słyszę jak to mi się życie nie udało bo nie mam męża i dzieci.
Temat czystości i dziewictwa w nauczaniu i formacji wiernych praktycznie nie istnieje. Życie dowodzi, że w seminariach też mają z tym problem. Wierzące kobiety w Kościele Katolickim zazwyczaj wstydzą się swojego dziewictwa i chociaż pragną go zachować, to przestają być z niego dumne w chwili gdy na horyzoncie nie mają nikogo z kim to dziewictwo mogłyby stracić. (sic!) Oczywiście zgodnie z przykazaniami Bożymi czyli po zawarciu sakramentalnego małżeństwa. Dziś przyznanie się do dziewictwa – nawet w katolickiej rodzinie! – to największy obciach. Kobiety czerwienią się gdy mają to słowo wypowiedzieć w towarzystwie. Natomiast nikt nie czerwieni się słysząc obleśne kawały i kpiny z dziewictwa.
W takim klimacie wychowują się nasi przyszli kapłani!
Kiedy dotrze do nas, że kryzys powołań kapłańskich tkwi w dużej mierze, w braku zdrowego nauczania na temat wartości dziewictwa i życia w czystości? Kiedy uświadomimy sobie, że jest to ten obszar naszego życia, który wystawiony jest na ataki z zewnątrz ale i wewnątrz naszego Kościoła?
Przeszukałam nagrania w sieci i na dziś znalazłam jedynie dwie homilie na temat wartości dziewictwa i czystości. Obie rewelacyjne ale trzeba się naszukać aby je odnaleźć. Może jest więcej tego typu perełek ale nie miałam szczęścia do nich dotrzeć. Poszukiwanie ich jest tak czasochłonne i mozolne, jak poszukiwanie złota. Za to bez problemu znajdziemy masę banalnych, infantylnych tekstów, które w żaden sposób nie tłumaczą na czym wartość dziewictwa polega.
Skoro nie wiemy na czym polega wartość dziewictwa i jakim skarbem zostaliśmy obdarowani, to został nam już tylko płacz i lament. (sic!) Pewien ksiądz celebryta, zachęca kobiety w dojrzałym wieku (w momencie kiedy już wiedzą, że męża na pewno nie będą mieć) do opłakania swojego dziewictwa na wzór córki Jeftego. Zachęca do przeżycia pewnego rodzaju żałoby i chociaż powołania do zakonu nie mają, to uwaga: niech same wybiorą życie dla Królestwa Bożego i żyją jak zakonnice tyle, że w świecie. Może znajdą się fanki tej propozycji ale ja nie rozumiem co to znaczy, że mam opłakiwać swoje dziewictwo? Jak to się dzieje, że ma ono tak wielką wartość na kursach przedmałżeńskich a po latach, jeśli za mąż nie wyszłam, to muszę go opłakać – ale co, że go mam? że nie miałam z kim go stracić? – i po tej żałobie z uśmiechem na ustach zacząć żyć dla Królestwa Bożego. Powtórzę pytanie, na czym w takim razie polega wartość tego dziewictwa? Czy w ogóle istnieje jakaś wartość skoro kazań na ten temat nie słychać a księża celebryci huczą na prawo i lewo ale jedynie o czystości z odzysku? W internecie można natrafić na liczne świadectwa o czystości z odzysku (nawet wśród głoszących kapłanów) ale do niedawna nie natrafiłam na ani jedno świadectwo świeckiego, kapłana czy siostry zakonnej, na temat ich dziewictwa i przeżywania na codzień życia w czystości (realne problemy, trudności ale i szczególna łaska bez której zachowanie czystości nie byłoby po ludzku możliwe). Te, które pojawiły się ostatnio na katolickich videoblogach są cenne ale poruszają jedynie aspekt dotyczący głównie młodych ludzi, przygotowujących się do małżeństwa lub żyjących już w małżeństwie. Śmiem twierdzić, że troska o wstrzemięźliwość seksualną z perspektywą rychłego ślubu i pożycia małżeńskiego, to nie do końca to samo, co troska o życie w czystości osób, które nigdy rodziny nie założą lub ją utraciły (zostały porzucone, rozwiedzione lub owdowiały). Teoretycznie chodzi o to samo ale w praktyce problemy i motywacje znacznie się różnią.
Ależ to przecież taki intymny temat zaraz usłyszę. Doprawdy? Bardziej intymny niż rola seksu w małżeństwie, zagrożenia pornografią, itp. o czym słyszymy na licznych kazaniach, rekolekcjach stanowych czy nawet w listach duszpasterskich? Oto hasło z rekolekcji dla małżeństw znanego księdza, z maja 2019 roku: „ SEX JEST BOSKI! Akt małżeński – szansa spotkania z Bogiem i współmałżonkiem!”. Jeśli tego typu hasła padają nawet w moim Kościele, to nie dziwmy się, że kobiety za wszelką cenę chcą wyjść za mąż, potem 1/3 małżeństw się rozpada a księża porzucają kapłaństwo bo celibat im już nie smakuje.
Co to znaczy, że „nie mam powołania do celibatu”?
Tak się dziwnie składa, że każdy ale to każdy – z wyjątkiem osób, które zawarły sakramentalny związek małżeński – jest „powołany do życia w celibacie”. Dziś mało kto o tym pamięta. Nawet księża zaczynają w to wątpić. Kazań na ten temat nie uraczysz. Współżycie seksualne w Bożym planie zarezerwowane jest jedynie dla małżonków. Tak więc celibat może być wybrany jeśli ktoś decyduje się na życie konsekrowane lub niewybrany jeśli ktoś mimo ogromnego pragnienia założenia rodziny, z jakiegoś powodu nie mógł tego uczynić. Do życia w czystości i wstrzemięźliwości seksualnej zobowiązany jest bowiem każdy wierny Kościoła Katolickiego, który nie założył rodziny. Bez względu na to jak wielkie nosi w sobie pragnienie i marzenie o rodzinie, żonie/mężu i dzieciach. Do życia w czystości i wstrzemięźliwości seksualnej zobowiązany jest także każdy wierny Kościoła Katolickiego, który będąc w małżeństwie, został przez współmałżonka porzucony lub zdecydował się na rozwód czy też owdowiał.
Jak widać istnieje całkiem spora grupa wiernych w Kościele, którzy mogą powiedzieć, że „powołania do celibatu” nie mają a jednak powinni takie życie prowadzić, ze wszystkimi jego konsekwencjami. Powinni takie życie prowadzić, jeśli pragną życia w komunii z Bogiem, korzystając w pełni z bogactwa sakramentalnego życia Kościoła katolickiego. Inna rzecz, że w dzisiejszych czasach mało kto się tym przejmuje i traktuje Boże przykazania poważnie. A jeśli Bożej wizji na nasze życie nie bierzemy pod uwagę, to jak możemy oczekiwać na obdarowanie potrzebną łaską do życia w takim niechcianym celibacie? Łatwo powiedzieć: nie mam łaski celibatu. Ale czy staram się o nią, proszę o nią w modlitwie, podejmuję pracę nad sobą i rozwijam swoje życie duchowe w taki sposób aby móc z Bożą łaską współpracować w tej dziedzinie mojego życia? Czy zamiast prosić o tę łaskę, to wszystkie siły i wytrwałość w modlitwie kieruję w jedynej „słusznej” intencji: Boże daj męża/żonę. Jeśli postawimy na głowie nasze myślenie o powołaniu a małżeństwo potraktujemy jako najważniejsze powołanie życiowe wraz z życiem seksualnym, które ma świadczyć o naszym zdrowiu i zdolności do miłowania, to jak wytłumaczyć zdanie Jezusa, w którym jednoznacznie stwierdza, że w niebie nie będziemy się żenić ani za mąż wychodzić? (Mt 22, 30) Skoro małżeństwo jest ideałem powołania ludzkiego a życie seksualne jest nieodzowne aby móc prawdziwie kochać i być prawdziwie płodnym, to co mają powiedzieć małżeństwa niepłodne? Jaką wartość ma ich życie i małżeństwo? Analogicznie pod znakiem zapytania pozostaje powołanie sióstr i braci zakonnych. Idąc za takim rozumowaniem nie dziwi mnie coraz większy szum wokół celibatu księży i postulaty jego likwidacji. Skoro jednak tak wielką wartość (z definicji) ma małżeństwo i do tak wielkiej pełni prowadzi i poprzez seks w mistyczny sposób otwiera na Bożą obecność – dlaczego rozwodzi się prawie 40 % par, a zdrady i pornografia są na porządku dziennym?
Może przyczyna tkwi w błędnym sposobie myślenia o powołaniu – które postrzega się jako rodzaj samorealizacji, spełnianie własnych marzeń i pragnień? Już właściwie nie chodzi o Boga, ani o Królestwo Boże. Koncentrujemy się tylko na sobie, na naszych odczuciach, uczuciach, potrzebach… Przy takim podejściu nie sposób wytrwać w wierności ani żyjąc w celibacie, ani w małżeństwie.
Znamienne, że w czasach kiedy nie mówi się już o wyższości dziewictwa nad małżeństwem (a do niedawna jeszcze takie było nauczanie katolickie), traktowane jest ono jak dziwactwo i straciło w powszechnej opinii jakąkolwiek wartość. Trudno aby ktoś wychowany w takim duchu miał pragnienie i dążenie do życia w czystości. Trudno tym bardziej by poświęcił swoje życie, decydując się na tak wielki trud celibatu dla Królestwa Bożego. Nie tyle odrzucając wartość samego małżeństwa (ta nie podlega dyskusji), co odkrywając niepodważalną wartość życia dla Królestwa Bożego.
Jezus mówiąc o bezżenności dla Królestwa Bożego dodał: „Kto może pojąć, niech pojmuje”. Cóż, w dzisiejszych czasach wydaje się, że mało kto już pojmuje…
Kiedy uświadomiłam sobie moją niewygodną sytuację życiową, mój „niewybrany celibat”, to po latach buntu, złości i bezsilności, uchwyciłam się tych słów Jezusa: „Kto może pojąć, niech pojmuje”. Czy ja mogę? Czy mogę to pojąć? Tak powoli rodziło się pragnienie – nie tyle zgody na ten niewybrany celibat, co zrozumienia na czym polega wartość bezżenności dla Królestwa Bożego? To oczywiste, że gdy dostrzegamy wartość czegoś, to rodzi się w nas automatycznie pragnienie posiadania a nie zaledwie akceptacji czy zgody. Z całego serca chciałam pojąć, co może być cenniejszego dla człowieka, który świadomie i dobrowolnie rezygnuje z małżeństwa i rodzicielstwa? W jakim celu Bóg może pragnąć tak wielkiego wysiłku i życia – wydawałoby się pozornie – wbrew naturze?
W innym miejscu Jezus powiedział: „Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą.” (M 7, 7-8)
W ten sposób trwam nieustająco w kołataniu, w poszukiwaniach i prośbach kierowanych do Jezusa aby pomógł mi pojąć ten fenomen celibatu dla Królestwa Bożego a zarazem wartość życia w stanie wolnym. Tak rozpoczęła się zmiana mojego myślenia. Tak otworzyłam swoje serce na Boże spojrzenie i Bożą wizję ludzkiego powołania, naszej samotności i niechcianego celibatu. Tak rozpoczęłam wędrówkę ku prawdzie…
Szczerze?
Mam dość czytania tekstów na katolickich portalach oswajających czytelników z wypaczonym obrazem życia w celibacie. Dobór argumentów za zniesieniem celibatu sugeruje wrażliwość i empatię rodem z telenoweli i romansów a nie znajomość klarownego nauczania katolickiego. Argumenty typu: celibatu nie ustanowił Jezus oraz prawosławni i protestanccy duchowni mogą mieć żony, zdają się na pierwszy rzut oka nie do obalenia. Ale czy ktoś, kto je przytacza, zadał sobie odrobinę trudu aby zapoznać się chociażby z nauczaniem świętego papieża Jana Pawła II? Gorąco polecam: „Mężczyzną i niewiastą stworzył ich…” (Tom 3 Rodz. 2. O bezżenności dla królestwa Bożego). Już słyszę głosy sugerujące, że tego nie da się czytać, że to za trudny język, itp. Oczywiście w czasach „pisma obrazkowego” i problemów z czytaniem tekstów dłuższych niż 150 znaków, czytanie JPII może stanowić pewnego rodzaju wyzwanie. Nie dlatego, że pisze w sposób niezrozumiały, wręcz przeciwnie. Jednak treści są tak bogate, że nie da się ich przelecieć w 5 minut, zagryzając chipsy, słuchając radia i przeglądając jednocześnie newsy na Onecie. Jeśli jakimś cudem uda nam się wygospodarować chwilę ciszy i weźmiemy do ręki to dzieło, efekt czytania może nas zaskoczyć. Naprawdę warto. Gorąco polecam!
Wracając do argumentów za zniesieniem celibatu… czy ktoś z katolickich dziennikarzy zapoznał się z encykliką Piusa XII Sacra Virginitas „O świętym dziewictwie”? Czy znana jest im lektura rekolekcjonisty papieża Jana Pawła II, Benedykta XVI i Franciszka, Raniero Cantalamessa, pt. „Czystego serca”? Swoją drogą zastanawia mnie czy księża-celebryci, którzy sugerują, że nie ma nic złego w rozważaniu zniesienia celibatu księży i jeśli to nastąpi, to wyjdzie wszystkim na zdrowie – znają te pozycje, które wymieniałam? Wspomniane przeze mnie książki, są tak głębokie i jednoznaczne zarazem, że nie jestem w stanie zrozumieć, że ktoś po ich lekturze byłby w stanie bronić zniesienia celibatu. A powoływanie się na protestanckich, żonatych pastorów świadczy o ignorowaniu oczywistych faktów, że małżeństwo nie jest ani zabezpieczeniem dla duchownych przed zdradą, rozwodami czy pornografią ani też nie przyczyniło się do wzrostu powołań w tych denominacjach. Zdumieniem napawa również zaangażowanie niemieckiego episkopatu w sprawie zniesienia celibatu czy wyświęcania kobiet. Kościół w tym kraju jest praktycznie na wymarciu. To co zostało nosi śladowe znamiona katolickości. Zanik życia sakramentalnego nie tylko wśród wiernych. (sic!) Brak powołań kapłańskich. Zadziwiające, że w tak dramatycznej sytuacji jako cudowne remedium zdaje się zniesienie celibatu i dopuszczenie kobiet do święceń kapłańskich a nie radykalna odnowa życia duchowego, powszechne nawrócenie, powrót do wierności wielowiekowej Tradycji Kościoła katolickiego a przede wszystkim do życia sakramentalnego, do spowiedzi usznej (indywidualnej) oraz Mszy Świętej…
ps. Wszystkich kapłanów polecam naszej modlitwie. Są dla nas bezcennym skarbem, o który powinniśmy troszczyć się nieustająco. Wspierajmy ich aby wytrwali w wierności przysięgi jaką złożyli Bogu. Warto czerpać siłę z przykładu ich codziennego zmagania na drodze celibatu. Tym, którzy zwątpili, porzucili lub noszą się z zamiarem porzucenia celibatu – przypominajmy o jego wielkiej wartości! Nie tylko dla nich ale także dla całej wspólnoty Kościoła Świętego. Nasze świadectwo – osób samotnych nie z wyboru – może być dla nich umocnieniem ale tylko wtedy kiedy będziemy o tym głośno mówić. No i przede wszystkim kiedy sami odkrywając wartość dziewictwa i czystości, będziemy świadomie i radośnie żyć w bezżenności dla Królestwa Bożego. Nie brońmy się przed rozkoszowaniem się – już tu na ziemi – tym, co czeka nas wkrótce w Niebie!
MODLITWA ŚW. TERESY Z LISIEUX O ŚWIĘTOŚĆ KAPŁANÓW
O Jezu, Wiekuisty, Najwyższy Kapłanie, zachowaj Twoich kapłanów w opiece Twego Najświętszego Serca, gdzie nikt nie może im zaszkodzić. Zachowaj nieskalanymi ich namaszczone dłonie, które codziennie dotykają Twojego świętego Ciała. Zachowaj czystymi ich wargi, które zraszane są Twoją Najdroższą Krwią. Zachowaj czystymi ich serca naznaczone wspaniałą pieczęcią Twojego kapłaństwa. Spraw, aby wzrastali w miłości i wierności Tobie, chroń ich przed zepsuciem i skażeniem tego świata. Wraz z mocą przemiany chleba i wina, udziel im również mocy przemiany serc. Błogosław ich trudowi, aby wydał obfite owoce. Niech dusze, którym służą, będą dla nich radością i pociechą tu, na ziemi, a także wieczną koroną w życiu przyszłym. Amen.
11 komentarzy
iga
Przeczytałam……… Gratuluję. Uświadomiłamso że załapałam się na 'żałobę po stracie nadziei na realizowanie się w małżentwie”. a to nie tak – zamierzam kilka razy przeczytać Pani refleksje w tym trudnym temacie w obecnych zawirowaniach w Kościele.
Może rozwiązaniem jest prpozycja – Rod Dreher „Opcja Benedykta”.
Ps.
Stawiam sobie pytanie – czy obecnie kobieta samotna będzie w stanie samodzielnie utrzymać się. Problemem są wszelkie naprawy domowe, a nawet wyjazd na odpoczynek. To ta moja część – z tego świata- odzywa się.
Pozdrawiam serdacznie
JAHID - mężna niezamężna
„Opcja Benedykta” wydaje się jak najbardziej sensowna. Jestem właśnie w połowie lektury. 😉
Trudy codzinności samotnej kobiety, to kolejny ważny temat, który wbrew pozorom ściśle łączy się z wizją powołania także małżeńskiego. Wielokrotnie słyszałam – także na spowiedzi – jak to samotne kobiety powinny pomagać mężatkom w wychowywaniu dzieci i prowadzeniu domu. Nie słyszałam natomiast nigdy aby uwrażliwiano małżeństwa na temat pomocy samotnym kobietom. Może wrócę do tego tematu przy okazji kolejnych postów poświęconych powołaniu…
Serdecznie pozdrawiam!
ps. Życzę rychłego zakończenia „żałoby” i radosnego, pełnego nadziei na „coś” więcej… kroczenia „nieprzetartą drogą indywidualnego powołania”! 🙂
Ana
Nie zgadzam sie z istnieniem wyższości dziewictwa nad małżeństwem- wręcz przeciwnie. To małżeństwo i ponoszenie jego codziennych trudów, wychowanie dzieci ma wyższość nad dziewictwem i życiem w samotności – bo zawsze jest wybór i gdyby troszkę obniżyć własne oczekiwania to mąż by się znalazł.
JAHID - mężna niezamężna
Pani Aniu, rozumiem sprzeciw 😉 – sama przez wiele lat wierzyłam w jedynie słuszną teorię na temat powołania. Warto jednak zgłębić nauczanie Kościoła Katolickiego chociażby przez lekturę przytoczonych przeze mnie tekstów JPII, Piusa XII czy Raniero Canatalamessy (podlinkowałam je w moim wpisie). W kolejnych postach będę rozwijać ten temat ale bez znajomości nauczania KK, opierając swą wiedzę na stereotypach i naszych wyobrażeniach, trudno będzie dotrzeć do istoty naszego powołania. Słowa Św. Pawła o wyższości bezżenności nad małżeństwem brzmią w dzisiejszych czas kontrowersyjnie ale to nie znaczy, że straciły na aktualności… 🙂 Nie jest moją intencją licytacja, która z życiowych dróg jest ważniejsza czy wartościowsza. Dla Pana Boga najważniejszym powołaniem człowieka jest miłość do Niego, życie dla Królestwa Bożego a w drugiej kolejności do ludzi. Nie ma jednak znaczenia w jakiej formie tę miłość-służbę będziemy realizować. Wybieramy ją w wolności. Jedni wybierają przetartą drogą powołania – powszechnie znaną – w małżeństwie lub życiu konsekrowanym. Inni zaproszeni są do wędrówki nieprzetartą drogą indywidualnego powołania. Każda z tym dróg ma swoje blaski i cienie, ciężary i radości. Przytoczę w tym miejscu fragment wypowiedzi ks. Przemysława Marka Szewczyka: „Nie ulega wątpliwości, że życie małżeńskie jest najpełniejszym udziałem w życiu doczesnym (…) Doświadczenie małżeńskie zostało podniesione do godności sakramentu, że to jest najświętsza z ziemskich rzeczy tutaj, ta miłość miedzy małżonkami, odnowienie tego podobieństwa do Boga gdzie dwoje stają się jednym i do tego stają się źródłem życia ludzkiego. Natomiast wraz z tym podniesieniem małżeństwa do godności sakramentu, równocześnie pojawia się przypomnienie, że nawet te ziemskie rzeczywistości przeminą, że nawet to co jest najświętsze i największe, i najlepsze, i najbardziej sprawiedliwe pośród tego świata, JEST TYLKO jak gdyby PRZEDSMAKIEM ŻYCIA PRAWDZIWEGO, które polega na kontemplacji Boga. Jezus powiedział, że w tamtym świecie nie będą się żenić ani za mąż wychodzić. (…) stąd celibat, BEZŻENNOŚĆ, dziewictwo – jak zwał tak zwał – jest przede wszystkim znakiem tego życia wiecznego. JEST DLA CAŁEGO KOŚCIOŁA PRZYPOMNIENIEM, że jesteśmy wezwani do kontemplacji Boga w wieczności.”
Ps. Nie wiem co ma Pani na myśli sugerując aby „troszkę obniżyć oczekiwania” i że „zawsze jest wybór”. Zapewniam Panią, że rzeczywistość kobiet niezamężnych nie jest tak zerojedynkowa. 🙂 Nie zawsze jest wybór a jakiekolwiek obniżanie oczekiwań (dotyczących naszej wiary i wyznawanych wartości) zazwyczaj prowadzi do poważnych problemów małżeńskich w przyszłości. Świadczą o tym bezlitosne statystyki – co trzecia para się rozwodzi. 🙁
Pozdrawiam serdecznie. 🙂
Beata
Ja bym dodała od siebie, jako szczęśliwa mężatka z 31 letnim stażem, że w oczach Boga małżeństwo ma wartość o tyle, o ile jest przeżywane jako służba człowiekowi ze względu na miłość, która jest z Boga i do Boga ma prowadzić. Wtedy może stać się rzeczywiście drogą do świętości. Nie stanowi jednak wartości duchowej tylko ze względu na drugiego człowieka, dzieci, trud jako taki. To są wtedy sprawy doczesnego świata. Dziewictwo i celibat także mają wartość wtedy jeśli są dla Boga wybrane, albo ze względu na Boga przyjęte, a następnie dla Boga przeżywane. Nie chodzi więc o własną chwałę, satysfakcję czy wyrzeczenie jako takie. Tymczasem ludzie współcześni w ogóle pomijają myślenie o tym, co wieczne i żyją wyłącznie doczesnością – dlatego widzą najwyższą wartość czy wyższość w małżeństwie. Bo małżeństwo coś im osobiście daje, jako osoby ich satysfakcjonuje. To upragnione „coś” – to jest ucieczka od samotności i pozór nadania sensu swojemu życiu ( bo przecież komuś służę, wychowuję dzieci itp.- nawet jak mi bardzo źle, to jednak coś dobrego robię dla innych). W takim myśleniu nie ma Boga i Królestwa Bożego – człowiek jest jedynym horyzontem. A celibat staje się niepotrzebny, bo uznany zostaje albo jako wygodnictwo ( jak twierdzą np. ci co się meczą w małżeństwie) albo straszna samotność (jak twierdzą ci, co są w miarę zadowoleni z małżeństwa, albo o nim marzą), albo cierpienie z braku seksu (jak uznają ci, co seksem żyją). Tak więc mnóstwo ludzi uznaje wyższość małżeństwa, tylko co to ma wspólnego z Bogiem? Bóg nadaje rzeczywistą wartość naszemu życiu i powołuje nas do miłości i do służby. Idąc za Nim możemy dojść do świętości na drodze małżeństwa lub celibatu wybranego lub celibatu przyjętego – ale to Bogu trzeba dać pierwsze miejsce w swoim sercu. Pełniej można to pierwszeństwo Boga zrealizować w dziewictwie i celibacie – stąd już św. Paweł pisał o wyższości tego stanu nad małżeństwem. NIe jest to wskazanie, że konkretna dziewica zawsze jest lepsza i wartościowsza niż konkretna mężatka, bo to zależy od serca obu pań. Ale kobieta, która dąży do świętości -z pewnością pełniej za życia będzie Bogu oddana jako dziewica niż jako mężatka.
Sara
Nie mogę się zgodzić. Wśród świętych kobiet dominują jednak mniszki lub ewentualnie wdowy. Czasami królowe, które żyły w małżeństwie, tylko ten aspekt jest zawsze dla skrybów niebywale kłopotliwy. Przyznam, że wiele lat szukałam wzorca jakiejś świętej kobiety, która zmagała się z problemami małżeństwa i rodzicielstwa, która mogłaby mi być patronką. Szukanie zaprowadziło mnie do smutnych wniosków, albowiem okazuje się, że bardzo niewielu kobietom udało się osiągnąć świętość potwierdzoną procesem kanonizacyjnym w małżeństwie. Budzi to jednak mój sprzeciw, bo nie wierzę, że takich kobiet nie było przez wieki równie wiele jak świętych dziewic.
Co do wartości dziewictwa to przyznaje paniom ogromną rację, ja sama nie rozumiem, czemu o kazdej świętej kobiecie wspominanej w Liturgii mówimy „dziewica” a o mezczyznach nie. Kobiece dziewictwo zawsze bylo traktowane inaczej. Bardzo chętnie przeczytam przytoczone przez panią dokumenty o dziewictwie, bo to bardzo ciekawy temat.
JAHID - mężna niezamężna
Tak sobie myślę, że jednym z najwspanialszych wzorców świętej kobiety, która zmagała się „z problemami małżeństwa i rodzicielstwa”, niewątpliwie jest św. Rita. Nie bardzo rozumiem „problem skrybów niebywale kłopotliwy”? 😉 Mamy królewskie święte, które były żonami. Taka na przykład nasza wspaniała królowa św. Jadwiga. Co do proporcji – w jakich stanach było więcej świętych – to mam taką refleksję: procesy kanonizacyjne zawsze były dość kosztowne. Nie było też mediów aby wieść o świętości jakiejś świeckiej osoby dotarła do powszechnej świadomości. Podejrzewam, że było ich wiele i ufam, że poznamy ich kiedyś wszystkich w Niebie. 🙂 Domyślam się, że znacznie łatwiej było zakonom starać się o wszczęcie procesu beatyfikacyjnego/kanonizacyjnego dla sióstr zakonnych/tercjarek, które w większości umierały wówczas śmiercią męczeńską. Podobnie ze szlachciankami i królowymi, o które dbały ich rody i dynastie. W sumie jak się tak zastanowić, to mało słychać o świeckich dziewicach, nieprawdaż? Większość, o których wiemy to były zakonnice albo tercjarki.
W dobie internetu i wszechobecnych mediów dowiadujemy się o, np. świeckich mistyczkach (jak Kundusia Siwiec) czy męczenniczkach (jak bł. Natalia Tułasiewicz). Może wkrótce pojawią się przykłady świętych małżonków? Módlmy się o taką wzajemną świętość… Póki co, przypomnieli mi się jeszcze święci małżonkowie – rodzice Małej Tereski i św. Beretta Molla. To chyba najbardziej współcześni nam święci małżonkowie.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za udział w dyskusji. 🙂
iga
„Nie przetarta droga indywidualnego powołania”
Dziękuję, to zdanie poraziło mnie.
Dość dawno na rekolekcjach ignacj. kierownik zasugerował mi, że jest – powołanie w drodze, nie widziałam w tym sensu. Teraz mogę dodać, że ta droga jest nie przetarta. Takie uzupełnienie i jaśniej….
Poruszanie relacji w rodzinie z samotnymi członkami jest naglące.
Mechanizm dystansowania się od samotnych wymaga omówienia od strony socjologicznej, psychologicznej, teologicznej co być może będzie pomocne w duszpasterstwie.
Społeczeństwu, nawet temu bliższemu nie nakażemy, żeby uwrażliwiali się- chociażby- na naszą obecność. Wyglada, że mamy przechlapane, jak mawiała moja sasiadka. W społeczeństwie jest bardzo zakorzeniona postawa rezerwy do samotnych. Osobiście nazbierałam sporo szczerych wypowiedzi jak mi to dobrze. Ludzie tez boją się ewentualnych problemów,bo np. zachoruje…..o swoich obawach niektórzy nawet w rodzinach sygnalizują bezpośrednio. Na Zachodzie powstają miejsca w których ludzie zamieszkuja – Charaktery lipcowe.
Jotka
polecam te słowa o. G. Kramera:
http://grzegorzkramer.pl/bez-kobiety/
Karolina M.
Ksiądz Grzegorz Śniadoch przypomina dzisiaj „zamierzchłą” naukę, że małżeństwo wcale nie jest powołaniem – ono istnieje od zawsze i wynika z prawa naturalnego. Zatem celibat dopiero jest powołaniem, ponieważ jest stanem niejako w oderwaniu od natury, kiedy człowiek wyrzeka się działań związanych z „przedłużeniem biologicznego istnienia”. Nie mylić z innymi zachowaniami już bezpośrednio WBREW naturze, kiedy ludzie owszem podejmują działania prokreacyjne, ale z góry wiadomo, że nie wynikną z tego dzieci, bo płci są niekompatybilne, lub kiedy ludzie „kompatybilni” specjalnie „zabezpieczają się” przed dziećmi (jakoby te bezbronne istoty stanowiły jakieś zagrożenie), chcąc uzyskać zapłatę za trud rodzicielstwa bez podejmowania tego trudu… Pozdrawiam i życzę wytrwałości na dalszej drodze do świętości.
JAHID - mężna niezamężna
Bardzo Pani dziękuję za ten komentarz. Gdzieś już słyszałam tę wypowiedź księdza Śniadocha – dała mi do myślenia. 🙂 Ostatnio coraz częściej mówi się w KK, że wszyscy są powołani do małżeństwa bo tak jest już w Starym Testamencie. No i faktycznie, opis z Księgi Rodzaju świadczy właśnie o tym naturalnym „powołaniu”. Pewien kapłan, zwrócił mi uwagę na to, że jest to raczej rodzaj posłania a nie powołania, posłania abyśmy byli płodni i czynili sobie ziemię poddaną. Takie ujęcie tematu też daje do myślenia… Coraz bardziej skłaniam się ku temu aby mówić o powołaniu do małżeństwa dopiero od momentu gdy Pan Jezus podniósł małżeństwo do rangi sakramentu. 🙂 Bo z natury to wszyscy, także poganie, mogą się żenić i za mąż wychodzić ale tylko powołani przez Pana będą w stanie przeżywać małżeństwo dla Królestwa Bożego, będąc dla świata żywym znakiem zjednoczenia w miłości oblubieńczej Pana ze swoim Kościołem… Pozdrawiam serdecznie! 🙂