Rzecz o starych pannach. 3/3

Jeśli porzucimy liberalne podejście i przetłumaczymy słowo singiel/singielka na nasz, piękny polski język – bo stale o tym zapominamy „żeśmy nie gęsi i swój język mamy” – to o zgrozo (!) znowu pojawią się słowa, których przecież chcieliśmy za wszelką cenę uniknąć: sam/sama; samotny/samotna; czy pojedynczy/pojedyncza! Nie do pary…

Powtórzę pytanie z wcześniejszych wpisów. Co złego jest w słowie sama, samotna, stara i to jeszcze panna?! Kiedy i komu udało nam się wdrukować w naszą podświadomość, że te słowa niosą za sobą samo zło i pozbawione są jakiejkolwiek wartości? W moim życiu nie potrafię ustalić dokładnej daty kiedy to się wydarzyło. Jednak do końca życia zapamiętam datę, w której dowiedziałam się, że samotność jest błogosławieństwem! 

Słowo przeciwko słowu. Warto zastanowić się nad tym kto je wypowiada… 

Przez większość część mojego życia wierzyłam w to, co mówią ludzie. Ich opinia na temat szczęścia i wartości kobiety była dla mnie wyrocznią. Kiedy z czasem okazało się, że nie powielam typowych wzorców życia społecznego (brak męża i dzieci) z automatu trafiłam do szufladki osób, którym w życiu po prostu nie wyszło. Samotność rozumiałam jako przekleństwo a moje poczucie wartości spadło praktycznie do zera. Wtedy o dziwo, obudził się we mnie jakiś zdroworozsądkowy instynkt oraz intuicja kobieca, które zaczęły kwestionować moje destrukcyjne myślenie. 

W pierwszej kolejności nie było we mnie zgody na to, aby być „starą panną”. Mogę być stara. Mogę zostać panną. Ale nie ma zgody na „bycie starą panną”, bo dotarło do mnie, że to mentalność, której mogę, ale nie muszę ulec. Nie chciałam zdziwaczeć i być kupką nieszczęścia do końca życia. Szybko okazało się, że nie wystarczy, że ja tego nie chcę. Dotarło do mnie, że inni traktują nas w taki sposób na jaki im pozwalamy. Warto o tym pamiętać i nie pozwalać na obraźliwe, kpiące, a często wulgarne żarty na temat starych panien i staropanieństwa w naszym towarzystwie. Chodzi nie tylko o to, aby siebie chronić. Trzeba stawać także w obronie innych kobiet, które może w danym momencie nie mają siły, aby się bronić przed takimi werbalnymi atakami. 

Moja kuzynka często powtarzała: „szanuj się dziewczyno, szanuj, bo jak ty się nie uszanujesz to kto cię uszanuje?!”. Śmiałam się ilekroć to mówiła, ale trzeba jej rację przyznać. Nie możemy liczyć na zmianę myślenia innych i wymagać od nich dobrego traktowania jeśli źle traktujemy same siebie, kiedy źle myślimy o sobie i równie źle o sobie mówimy w towarzystwie. „Stara panna” to mentalność – swoją drogą może nią być mężatka, rozwiedziona czy porzucona kobieta i wdowa. Wszystko zaczyna się i kończy w naszej głowie! Kłamstwa, w które wierzymy niszczą dotąd, dopóki im na to pozwalamy, ale nie mają żadnej władzy nad nami jeśli się ich wyrzekniemy… 

W uzdrowieniu naszego myślenia nie chodzi o zastosowanie jakiejś socjotechniki i powtarzanie do lustra  (jak to sugerują liczne cudowne podręczniki) – jaka cudowna i wartościowa jestem, a w głębi duszy wcale w to nie wierzę!

Podstawą uzdrowienia w życiu duchowym jest stanięcie w Prawdzie i konfrontacja już nie z ludzkim, a z Bożym Słowem. 

Zaczęłam więc zadawać coraz więcej pytań. Jak to możliwe, żeby o wartości kobiety miał decydować facet u jej boku albo liczba urodzonych dzieci? Co z małżeństwami, które dzieci nie mają? Czy we wspólnocie Kościoła Katolickiego jest miejsce jedynie dla żon, matek i zakonnic? Pytania były coraz liczniejsze i coraz bardziej szczegółowe. Zadawałam je bliskim, koleżankom dzielącym tę samą niedolę, a także duchownym. Zajęło mi parę lat zanim zadałam to fundamentalne pytanie Osobie, która odpowiedź i ten temat zna najlepiej: Boże, a jakie jest Twoje spojrzenie na samotność? 

Jego odpowiedź była „jak ciepły deszcz…”, ciepły deszcz Bożej miłości, który zmywa z nas te wszystkie złe, krzywdzące opinie, stereotypy a także nasze wyobrażenia o szczęściu, sukcesie i spełnieniu w życiu, w tym życiu, bo o perspektywie życia wiecznego praktycznie nie miałam zielonego pojęcia.

Z niebywałą łatwością przywiązujemy się, wręcz uzależniamy od własnego marzenia i pomysłu na życie, które ma sprawić, że stanie się ono piękne i wartościowe tu i teraz. O przyszłym życiu nie mamy czasu myśleć, a co dopiero zabiegać o nie. Nie zdajemy sobie sprawy, że Bóg też ma jedno niezrealizowane marzenie. Każdy z nas jest „Jego niezrealizowanym marzeniem” dopóki nie zwróci się do Niego, nie otworzy  serca na Jego głos. Czy my chcemy usłyszeć odpowiedź na pytanie: „co jest dla mnie najlepsze?”. On to wie i tęskni za tym aby zobaczyć nas SPEŁNIONYMI! 

4 komentarze

  • Edyta

    Dziękuję Ci .Jakbym czytała o sobie:-)dlugo nie wiedziałam jaki sens ma moje życie nie tęskniłam za mężem własnymi dziećmi ale zawsze brałam udział w życiu mojej rodziny i kiedy mój chrześniak poprosił żebym została matką chrzestną jego córki na moje”dzieci poproscie może kogoś mlodszego „usłyszałam „po pierwsze ty jesteś mloda A po drugie po co szukać kogoś niesprawdzonego ty jesteś dobrą matką chrzestną „

    • JAHID - mężna niezamężna

      Gratuluję mądrego chrześniaka a Tobie pięknie spełnionej odpowiedzialności jako Matka Chrzestna! Życzę dużo radości z kolejnego chrześniaka i wielu Bożych łask aby wytrwale dawać ŚWIADECTWO SPEŁNIENIA w życiu dla Pana! Pozdrawiam serdecznie! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *