Wiosenne Porządki. 2/3

Pytanie które dla mnie jako kobiety żyjącej samotnie było kluczowe, brzmi następująco: czym jest samotność jako taka (sama w sobie), nie „sklejona” z tymi elementami, które do niej wcale nie należą (ból i konkretne krzywdy, zranienia, itd.)? Dlaczego to takie ważne? Cóż, jeśli źle rozumiemy samotność, to (często latami) myślimy i co gorsze modlimy się w niewłaściwy sposób. Za wszelką cenę pragniemy uwolnić się ze szponów samotności i postrzegamy ją jako przekleństwo. Błagamy Boga aby uleczył naszą samotność a On tego nie robi bo… SAMOTNOŚĆ TO NIE CHOROBA! To nie jest też stan opłakany, ani tym bardziej do opłakiwania! Opłakiwać możemy grzech, ranę, krzywdę, problem z przebaczeniem, czyli źródła cierpienia – o czym pisałam w pierwszej części tego wpisu, pt. „Wiosenne porządki. 1/3” – a nie samotność jako taką, jako stan sam w sobie!

„Samotność jest podstawowym stanem egzystencjalnym człowieka, w którym kształtują się jego postawy wobec świata i ludzi, w którym zapadają najważniejsze decyzje. Jest przestrzenią konieczną do każdej ludzkiej twórczości i miejscem spotkania z Bogiem. Bez doświadczenia i przyjęcia tego stanu nie potrafimy stać się prawdziwie dojrzałym człowiekiem i zachować wewnętrznej autonomii, która jest niezbędna do podejmowania wolnych decyzji. Relacja miłości, nawet najwspanialsza na świecie, nie służy do wypełnienia w nas przestrzeni tej samotności.”

/fragm. książki Beaty Kołodziej „Czas na relacje”/

Z tak pojętej definicji jasno wynika, że małżeństwo NIE JEST LEKARSTWEM na samotność! Faktem jest, że jesteśmy stworzeni do relacji miłości. To jednak jeszcze nie oznacza, że chodzi głównie o relację małżeńską.  Oczywiście nie jesteśmy powołani do izolacji od ludzi. Tylko dlaczego stan izolacji nazywamy samotnością? Kiedy dowolnie zdefiniuję powołanie i dowolnie zdefiniuję samotność, to możemy wtedy kłócić się do końca świata, co jest dobre a co złe. Proponuję trzymać się faktu, że Bóg powołuje nas do relacji z Nim samym, czyli do miłości Boga (Mk 12, 30), a do tego jest potrzebny stan samotności. Dopiero w drugiej kolejności możemy wybrać na jakiej drodze zrealizujemy nasze powołanie do miłości. To zawsze prowadzi do relacji – w zakonie, w małżeństwie czy w świecie. Bo miłość realizuje się w relacjach. Oczywiście Bóg nie powołuje nas do samotności rozumianej jako izolacja od ludzi. Samotność nie jest powołaniem jako takim, tylko stanem podstawowym człowieka, stanem w jakim człowiek z Bogiem się spotyka. Bóg natomiast powołuje człowieka w stanie samotności, aby szedł za Nim albo przetartą drogą (małżeństwo, kapłaństwo, zakon) albo nieprzetartą drogą indywidualnego powołania (św. Teresa Benedykta od Krzyża czyli Edyta Stein). Jest to powołanie do jakiejś konkretnej misji, rodzaju służby. Ta służba może wymagać od nas pozostania w stanie wolnym. Czasami Bóg rzeczywiście pociąga człowieka do życia na pustelni, która jest rodzajem izolacji. To jednak też nie jest powołanie do bycia samemu, tylko do szczególnego oczyszczenia relacji z Bogiem, co ostatecznie i tak prowadzi do ludzi – dlatego do pustelników zdarzają się kolejki poszukujących kierownictwa duchowego…

Wiosenne Porządki. 3/3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *