Wszystko co ma jakąś dużą wartość w życiu, nosi w sobie także znamiona trudu, wysiłku, a nawet bólu. Na drodze do pełni szczęścia staje zazwyczaj nielubiana „ość”. Czy to jakiś figiel słowotwórczy, że tę ość znajdujemy w tak ważnych słowach jak: miłość, wierność, czystość, ufność, bezinteresowność, wrażliwość…
Do tej grupy należy również, omijana zazwyczaj szerokim łukiem samotność. Ciekawe, że o ile wszystkie uczucia z wyżej wymienionej listy, pomimo swoich „ości” uznawane są za piękne i szlachetne, o tyle samotność kojarzy nam się bardzo negatywnie. Właściwie samotność cała jest jedną, wielką ością, która w gardle nam uwiera. Dławimy się i przegryzamy skórką chleba, aby się jej pozbyć tak szybko jak to możliwe. Większość z nas staje na głowie, aby samotności nie doświadczyć. Chwila samotności wydaje się koszmarem, a co dopiero całe życie spędzone samotnie.
Z samotnością nierozerwalnie związana jest cisza. Tej też nie lubimy. Wyciszenie jest bardzo niebezpieczne. Możemy przecież usłyszeć coś, co z takim trudem – mniej lub bardziej świadomie – zagłuszamy w sobie od wielu lat. Chwile odosobnienia akceptujemy w ramach jakiegoś heroicznego wyczynu, którym najlepiej moglibyśmy się pochwalić na „fejsie”. Cisza jest „cool”, wręcz fascynująca, kiedy wdepniemy strzelić fotkę w jakiejś buddyjskiej świątyni podczas wymarzonych wakacji. Albo na kursie jogi, bo cel uświęca środki. Chwila poświęcenia, a potem radość z gibkiego ciała, że hej! To nic, że po powrocie do domu zabieramy telefon komórkowy nawet do toalety. (sic!)
Na temat samotności powstała zapewne cała masa publikacji. Można ją analizować pod różnym kątem, bo jak wiemy punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Moim punktem siedzenia jest samotność kobiety niezamężnej. Mój punkt siedzenia jest dość wygnieciony i wytarty bo w temacie „staropanieństwa” siedzę dobrych ponad 30 lat.
W oparciu nie tylko o własne doświadczenia, ale także wielu zaprzyjaźnionych ze mną kobiet, spróbuję odpowiedzieć na pytanie: co jest ością samotności dla wierzącej kobiety niezamężnej?
- Presja otoczenia co do zamążpójścia – tego nie zmieni nawet zachodnia moda na bycie singlem.
- Opinie deprecjonujące stan wolny – powszechna zgoda na kpiny ze staropanieństwa oraz wulgarne żarty na temat dziewictwa i czystości.
- Stereotypy na temat samotności – potęgujące brak poczucia sensu życia w pojedynkę.
- Traktowanie jak dziecko – dopiero zamążpójście wiązane jest z dojrzałością i odpowiedzialnością. W realu ma to oczywiście tyle wspólnego co odbiór dowodu osobistego po ukończeniu 18-ego roku życia.
- Obwinianie za zaistniałą sytuację – stawiamy przecież za wysokie poprzeczki przy wyborze męża, wybrzydzamy i nie wiemy czego chcemy.
- Przyklejanie łatki osoby wygodnej, egoistycznej i nieodpowiedzialnej.
- Wpędzanie w poczucie winy i uderzanie w naszą kobiecość – musiałyśmy zrobić coś źle albo jest z nami coś nie tak skoro żadem facet nas nie chciał.
- Bagatelizowanie problemu – udowadnianie, że prawdziwa samotność to jest ta we dwoje, w małżeństwie. My niezamężne mamy przecież to co chciałyśmy. Wychodzi na to, że nawet nasza samotność jest niedorobiona…
- Kneblowanie nam ust argumentami, że skoro nie mamy męża i dzieci, to nic na ten temat nie wiemy i wypowiadać się nie możemy – ten punkt dzielimy z duchowieństwem, tak jak księża i zakonnice nie mamy pojęcia o życiu.
- Namawianie do aktywizmu – nie ma to jak zagłuszania problemu, np. cierpisz z powodu braku dzieci – zajmij się dziećmi koleżanki, pomóż jej w domu, bo ona potrzebuje realnej pomocy (sic!).
- Wykorzystywanie w pracy (i nie tylko) – samotna kobieta musi przecież mieć „za dużo” wolnego czasu.
- Sugerowanie, że powinnyśmy płacić większe podatki – przecież cudze dzieci będą pracować na nasze emerytury.
- Brak stałej formacji w Kościele Katolickim – organizowanie Mszy Świętych dla singli i sprowadzanie problemu do znalezienia/wymodlenia męża, problemu nie rozwiąże. Co najwyżej odłoży w czasie kryzys relacji, który wcześniej czy późnij dopadnie każdego, kto błogosławieństwa samotności nie odkrył za wczasu.
Z grubsza wymieniałam to, co najczęściej staje nam ością w gardle. Teoretycznie mogłabym tę listę rozwinąć, ale skoro blog prowadzi JAHID – mężna niezamężna, to zamiast skupiać się na tym co nie buduje, pragnę zakończyć ten post ogłoszeniem dobrej nowiny: kobieta nie jest rybą! Ości nie są jej do niczego potrzebne. Śmiało może zabrać się za filetowanie pamięci czyli odważne pozbywanie się ości, które przez lata kaleczyły jej sposób myślenia. Czas na misterne i precyzyjne wyciąganie (ość po ości) tego co nam otocznie, rodzina i przyjaciele zafundowali. Sztuka filetowania ryby ma swoje „myki”. Gdy je opanujemy filety smakują wybornie. Na wzór sztuki kulinarnej postaram się na tym blogu udostępniać „myki”, które pomogły mi w odkryciu samotności BEZ OŚCI.
„Myk” na dobry początek.
Być może niewiele w moim życiu zależy ode mnie, ale jedno na pewno – zmiana mojego sposobu myślenia. Już dziś mogę wyrzec się wszystkich kłamstw, w które wierzyłam na temat samotności, mojej kobiecości i wartości mojego życia w pojedynkę. To ja decyduję kogo dopuszczam do głosu w moim życiu: destrukcyjny szum ze świata bombardujący mnie zewsząd czy subtelny Boży głos niosący ze sobą poczucie wolności i pokoju… Tego Bożego pokoju i wolności, którymi mnie dobry Bóg tak hojnie obdarzył nie oddam za żadne skarby tego świata. Inaczej, Boży pokój i wolność od Boga pochodzące są najwspanialszymi skarbami nie z tego świata! Kto ich jeszcze nie doświadczył, niech czeka ufnie, trwając cierpliwie na modlitwie wypraszającej obfitość tych Bożych łask.
ps. Było nostalgicznie, to teraz będzie z przymróżeniem oka. Niedawno znajoma opowiedziała mi zasłyszaną na kazaniu historię. Fajna, daje do myślenia…
„W Nowym Jorku idzie biały mężczyzna i Indianin. Indianin mówi, że słyszy świerszcza. Biały mówi, że to nie możliwe żeby w centrum miasta były świerszcze. Indianin znajduje świerszcza i pokazuje mężczyźnie. Ten stwierdza, że Indianie mają lepszy słuch. Indianin mówi, że to nie prawda, a wszystko zależy od tego na co jesteśmy nastawieni. Wyjmuje z kieszeni monetę i rzuca na chodnik. Na brzdęk monety odwraca się mnóstwo ludzi. A świerszcza nikt nie słyszał.”
6 komentarzy
iga.
ad. 13 – może jest tak, że wszystkie formy umożliwiające poznanie ewentualnie swojej połówki nawet jak skończą się niepowodzeniem zaowocują poczuciem, że zrobiliśmy wszystko w rozwiązywaniu swojego problemu. Stopniowo będziemy przygotowywać się na ewentualne zaakceptowanie trudnej sytuacji, która nam przydarzyła sie.
JAHID - mężna niezamężna
Nie neguję wartości modlitwy za męża ani uczestnictwa we „Mszach Świętych dla singli” ale staram się dotrzeć do istoty problemu samotności kobiet niezamężnych. Dlatego napisałam w pkt. 13 o braku stałej formacji. 🙂 Niejednokrotnie słyszałam z ust księży, podczas homilii jak powtarzali, że „lekarstwem na samotność jest małżeństwo” i cała nauka była skoncentrowana na tym aby znaleźć męża/żonę. To niestety poważny błąd! W moich wpisach postaram się to wytłumaczyć. Wątek ten poruszyłam już w 3-częściowym wpisie: „Wiosenne porządki”. Pozdrawiam serdecznie! 🙂
iga.
Ad.9 – a. samotni świeccy są w nieporównywalnie trudniejszej sytuacji niż księża.
b. samotni świeccy są raniąco dyskryminowani przez wielu kapłanów.
Łatwiej zdystansować się od potocznej opinii w.w w ” Ościach ” w środowisku społecznym niż od stereotypów wypowiadanych przez księży. (Nawet wizyta tzw. kolęda jest dla mnie stresowa ze względu na zachowanie niektórych księży – brak w takich sytuacjach asertywności owocuje dyskomfortem i jątrzącą się raną.
Jest nad czym pracować. Dla mnie trenowanie asertywności z empatią dla krzywdzicieli jest pomocne. ” Łaska buduje na naturze” – św. Augustyn
JAHID - mężna niezamężna
Pani Igo, znając ból samotności, mimo wszystko nie licytujmy się 😉 kto cierpi bardziej: samotni świeccy czy też księża. Księża mają na prawdę „pod górkę” nie tylko w temacie samotności o czym my wierni często zapominamy albo jesteśmy tego nieświadomi. Nie neguję oczywiście faktów, że w wielu sytuacjach, np. w czasie tzw. kolędy, potrafią zranić do żywego – znam to z autopsji – ale w takim samym stopniu robią to nasze rodziny i znajomi. Ile kobiet niezamężnych i samotnych, tyle przypadków. Niektóre się powtarzają inne nie. Podoba mi się Pani określenie „asertywność z empatią”. 🙂 Tak, powinnyśmy reagować kiedy trzeba a w niektórych „niereformowalnych” wypadkach spojrzeć miłosiernym okiem. 😉 Bardzo dziękuję za Pani komentarze i pozdrawiam serdecznie! 🙂
Nikt Ważny
Co do samotności księży, to powiem tak, jest zasadnicza różnica między samotnością wybraną świadomie a samotnością narzuconą. Księża czy zakonnice, świętują swoje wstąpienie w ten stan ale nie słyszałam, żeby ktoś robił imprezę i zapraszał gości z okazji ” życia w samotności”.
NIkt Ważny
Iga, ja na głupie pytania głupich ( bo tacy też się zdarzają) księży, dlaczego nie jestem zamężna i na co czekam, to odpowiadam, że on jest bliżej Szefa, więc niech Jego zapyta. A jednemu, który mnie wkurzał na maksa, powiedziałam wprost, że to nie jego sprawa i ja go o sprawy osobiste też nie wypytuję. Wiem doskonale, że ten akurat ksiądz specjalnie robił mi przykrości, bo uważał mnie za feministkę ( nikt bardziej nie znosi feministek niż ja), egoistkę i wybredną, co to facetów ma za nic i do tego, uwaga….śmie mieć swoje zdanie!