Powszechna koncepcja powołania. 5/8

Wspólnie z siostrą – jak już wspomniałam w poprzednim wpisie – stworzyłyśmy zestawienie „oczywistych” teorii na temat powołania, z którymi spotykamy się w domu, wśród znajomych czy w Kościele. Opisałyśmy w paru punktach to, jak współczesny katolik rozumie powołanie (oczywiście nie dotyczy to wszystkich wierzących, tym bardziej wszystkich księży). Ten powszechny sposób myślenia niesie ze sobą poważne konsekwencje, sięgające życiowych wyborów, życia duchowego, relacji z Bogiem i poczucia własnej wartości. Można tym faktom zaprzeczać albo wziąć głęboki oddech i zacząć je poważnie analizować. Czy jest to rzeczywiście nauczanie Kościoła Katolickiego?

WSPÓŁCZESNA „TEORIA POWOŁANIA”

  1. Bóg powołuje każdego człowieka w pierwszej kolejności do małżeństwa. Mówi do nas już w Księdze Rodzaju, że nie jest dobrze aby mężczyzna był sam, stwarza mu kobietę do pomocy oraz nakazuje rozmnażanie się.
  2. W szczególnych wypadkach Bóg powołuje człowieka do stanu duchownego (księża, zakonnicy i zakonnice, osoby konsekrowane). Jednak nawet wtedy wymaganie obowiązkowego celibatu staje się przedmiotem dyskusji.
  3. Dla osób świeckich nie ma innego powołania niż małżeństwo (wyjątek stanowią  od niedawna – o czym mało kto wie – dziewice/wdowy konsekrowane), czego dowodzi fakt, że nawet rekolekcje w Kościele Katolickim organizowane dla dorosłych kobiet i mężczyzn, skierowane są wyłącznie do małżonków (rekolekcje stanowe nie obejmują stanu wolnego).
  4. Stan wolny w Kościele traktowany jest wyłącznie jako stan przejściowy przed rozeznaniem powołania do małżeństwa lub kapłaństwa/zakonu. Zatem nie jest on sam w sobie rodzajem powołania.
  5. Według mentalności większości współczesnych katolików, powołani jesteśmy do miłości, a miłość najpełniej można realizować w związku erotycznym z drugim człowiekiem. Bóg jest miłością i to On sam stworzył nas jako istoty seksualne. Mamy więc naturalne prawo dążyć w miłości do spełnienia seksualnego, bez względu na to czy w związku sakramentalnym czy niesakramentalnym. Nie jest możliwe, aby Bóg naprawdę potępiał kogokolwiek za postępowanie zgodne z naturą ludzką. Pojawiają się nawet głosy wśród niektórych katolików, że ten tok myślenia dotyczy także związków homoseksualnych.


KONSEKWENCJE POWYŻSZEJ TEORII – Z ŻYCIA WZIĘTE

I. PRZEKONANIE O ŻYCIU BEZ POWOŁANIA
Osoby stanu wolnego (w wieku dojrzałym: 40+) żyją w przekonaniu, że nie zostały powołane i wybrane przez Boga czyli nie realizują żadnego powołania. Więcej, czują się skazanena „samotność nie z wyboru”. Siłą rzeczy czują się gorsze, pomijane, poszkodowane a co gorsze, tak też są postrzegane przez innych: rodzinę, znajomych, wspólnotę czy księży, np. podczas corocznej kolędy czy w konfesjonale. Trwają w poczuciu nieudanego życia, w poczuciu winy za złe rozeznanie drogi życia. Oskarżane są (często także przez duchownych) o egoizm, wygodnictwo, brak odpowiedzialności, stawianie zbyt wysokich wymagań potencjalnym kandydatom na współmałżonka. W praktyce ich samotność (szczególnie dotyczy to kobiet) często wynika z wiernego przestrzegania nauki Kościoła, dotyczącej czystości przedmałżeńskiej. Życie w czystości jest nadal zalecane, jednak w dzisiejszych czasach nie ułatwia znalezienia męża. O ile w młodym wieku dziewictwo wciąż jeszcze postrzegane jest jako wartość, to w wieku dojrzałym już się o nim nie wspomina bo za jedyną wartość uznaje się małżeństwo i macierzyństwo.

Przykład z życia: wierząca, praktykująca dziewczyna, która pragnie zachować przykazania Boże (dochować czystości przedmałżeńskiej) traci zainteresowanie wielu mężczyzn i z czasem zostaje sama. W wieku 40 lat czyni się z jej dziewictwa – dziwactwo. Podejrzewana jest o brak dojrzałości a nawet jakieś problemy psychiczne, fizyczne lub skłonności homoseksualne

II. BRAK FORMACJI DUCHOWEJ DLA OSÓB SAMOTNYCH
Osoby stanu wolnego (w wieku dojrzałym: 40+) są osamotnione, wręcz porzucone duchowo. Nie mają formacji duchowej dostosowanej do ich sytuacji życiowej. Z tego powodu żyją w przekonaniu, że nie istnieje forma powołania, w której mogłyby się realizować w swojej sytuacji, jaką jest niewybrana samotność. Przeżywają konkretne problemy duchowe, rozterki związane z zachowaniem czystości, z poczuciem własnej wartości i realizacją Bożej woli w ich życiu. Te problemy nie są poruszane ani na kazaniach ani na rekolekcjach stanowych a zdarza się, że w rozmowach indywidualnych z kapłanami są nawet bagatelizowane.
Istniejące i znane powszechnie wspólnoty w Kościele Katolickim nie mają w swojej działalności oferty formacyjnej dla ludzi samotnych a jeśli przyjmują takie osoby, to zazwyczaj pod kątem konkretnej służby potrzebnej dla rodzin (opieka nad dziećmi i starszymi; modlitwa). Służba powinna jednak wypływać z miłości do Boga a nie z miłości własnej czy też presji zewnętrznej. Jako taka jest bardzo potrzebna ale nie zastąpi formacji duchowej. To relacja z Bogiem nas formuje a nie sama służba. Trzeba pamiętać, że służba podjęta bez rzetelnej formacji duchowej i rozeznania woli Bożej co do konkretnej posługi, może stać się rodzajem aktywizmu i pracoholizmu, źródłem rozlicznych problemów lub formą ucieczki od nich. Może stać się realizacją siebie a nie woli Bożej.

Przykład  z życia:
Kobieta samotna (ok. 50 lat) głęboko wierząca, psycholog, rozeznała potrzebę własnej formacji duchowej. Potrzebowała duchowego wsparcia w swoich indywidualnych problemach. Poszukiwała dla siebie miejsca w kilku katolickich wspólnotach. W większości z nich nie było żadnej propozycji dla osób samotnych a jedna zaproponowała jej opiekę nad dziećmi podczas spotkań formacyjnych dla małżeństw.

Kobieta samotna (ok. 35 lat) również wierząca i praktykująca, przeżywała boleśnie samotność i niezrealizowane macierzyństwo. Jako radę od duchownego otrzymała polecenie opieki nad dziećmi zamężnych koleżanek. Towarzyszyła temu uwaga, że to kobiety zamężne, matki,  mają realne problemy i potrzebują pomocy.

III. SKUPIENIE UWAGI NA WŁASNEJ WOLI I PRAGNIENIACH
Jedną z opcji desperackiej ucieczki przed samotnością jest poszukiwanie „najskuteczniejszych” sposobów modlitwy, gwarantujących ostatecznie zamążpójście (nowenna pompejańska, Msze Święte dla singli, wstawiennictwo świętych „od spraw beznadziejnych”, itp.). Takie nastawienie nie musi ale niejednokrotnie sprowadza się w praktyce do próby nagięcia woli Bożej do naszej woli.

IV. RELACJA GRZECHU WARTA
Wiele kobiet stanu wolnego (w wieku dojrzałym: 40+) nie mogąc znieść swojej życiowej sytuacji, podejmuje desperackie próby wejścia w relacje z jakimkolwiek mężczyzną, nawet żonatym. Uważają, że najgorsza relacja albo nawet samotne macierzyństwo jest lepsze od samotności. Co ciekawe cieszą się większym szacunkiem i zrozumieniem niż kobieta niezamężna żyjąca w czystości.

Przykład  z życia: kobieta w wieku ok. 40 lat, zaprzyjaźniona z rodziną ze wspólnoty, nawiązuje romans i doprowadza do rozpadu małżeństwa z trójką dzieci. Argumentem, który według niej usprawiedliwia ją, jest fakt, że Bóg jest Miłością i że ona też ma prawo do miłości i do szczęścia.

V. PRAWO DO „OSOBISTEGO SZCZĘŚCIA”
W podobnej sytuacji „nieudanego życia” i „zmarnowanego powołania” znajdują się osoby porzucone w małżeństwie, rozwiedzione, czy wdowcy. Starają się ten stan zmienić, wchodząc za wszelką cenę w nowe relacje, nie zważając na łamanie Bożych przykazań. Małżeństwo i rodzina oraz „naturalne prawo do miłości i ułożenia sobie życia na nowo” mają dla nich tak wielką wartość, że gotowi są żyć w związkach niesakramentalnych. Zatrważające jest to, że akceptują fakt, iż sami mogą stać się przyczyną rozbicia istniejących małżeństw i rodzin. Sakrament małżeństwa nie stanowi dla nich wartości jeżeli stoi na przeszkodzie „osobistemu szczęściu”. Przy czym szczęście rozumiane jest jako życie bez problemów, kryzysów i nieustającej pracy nad relacją.

Przykład  z życia: młoda wdowa (40 lat), wierząca z dwójką dzieci wiąże się z żonatym znajomym (również ojcem). Żyją w związku niesakramentalnym przy niemej akceptacji części rodziny. Wynika to z przekonania, że każdy ma prawo (szczególnie kobieta po traumie utraty męża) do osobistego szczęścia i układania sobie życia na nowo. Prawo do szczęścia porzuconej, sakramentalnej żony oraz jej dzieci, nie jest w tej sytuacji tak istotne, ani brane pod uwagę.

VI. PRESJA NA ZMIANĘ DOKTRYNY KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO
W powszechnym mniemaniu istotą i główną wartością małżeństwa jest miłość i to miłość erotyczna. Jest ona wartością sama w sobie i nikt nie powinien być jej pozbawiony. Mniejszą wagę mają sakramenty święte (małżeństwo, kapłaństwo). W tej sytuacji niezrozumiałe staje się dotychczasowe stanowisko Kościoła Katolickiego, który nie udziela Komunii świętej osobom żyjącym w małżeństwach niesakramentalnych, wolnych związkach czy związkach homoseksualnych. Poddanie w wątpliwość dotychczasowego nauczania Kościoła o sakramentach i czystości, wpływa bezpośrednio na osoby konsekrowane, żyjące w celibacie. Koncentracja na życiu cielesnym i doraźnych potrzebach fizycznych i emocjonalnych sprawia, że traci się perspektywę wieczności. Pragnienie pełnienia woli Bożej i życia dla Królestwa Bożego, schodzi na dalszy plan. Niezrozumiały i niepotrzebny wydaje się już w tej sytuacji celibat duchownych. Życie w czystości i wierność składanym przysięgom przestaje być wartością.

ROZEZNAWANIE POWOŁANIA

Przy współczesnym rozumieniu powołania (opisanym powyżej) zmieniło się również podejście do rozeznawania powołania. Za główne kryterium uważa się powszechnie własne pragnienia, marzenia i tęsknoty, co stanowi potwierdzenie dla wielu osób, że Bóg powołuje ich do małżeństwa. Takie pojęcia jak: wola Boża, dziewictwo osób świeckich, obecność krzyża i cierpienia w życiu, służby drugiemu człowiekowi, nie są przedmiotem rozeznawania, czy jakiejkolwiek refleksji przeciętnego katolika. Dotyczy to także sporej grupy narzeczonych biorących niechętnie udział w kursie przedmałżeńskim a w ostatnich czasach także księży-celebrytów porzucających lub negujących celibat. 

Za w pełni zrealizowane i udane powołanie uważa się szczęśliwe, bezproblemowe życie, będące realizacją naszych marzeń i wyobrażeń (często wyidealizowanych) o danym powołaniu. Z tego powodu problemy i trudności w życiu małżeńskim lub zakonnym, traktowane są jako dowód złego rozeznania powołania, wyboru niewłaściwej osoby na współmałżonka, itp. Takie rozumowanie staje się pretekstem i usprawiedliwieniem dla porzucenia stanu małżeńskiego lub kapłańskiego.

OWOCE

Owocami takiego myślenia o powołaniu, jak opisane w powyższych punktach są:  kryzys małżeństw (rozwody oraz życie w konkubinacie), kryzys powołań i generalnie kryzys życia w czystości. Obecny stan rzeczy nasuwa wątpliwości co do słuszności powszechnie uznawanej koncepcji powołania. Pan Jezus sam wskazywał, że złe drzewo nie może wydawać dobrych owoców, czyli powinniśmy po owocach rozeznawać.

Jesteś tego warta! Musisz to mieć! 1/8
Życie zgodne z powołaniem kobiety. 2/8
„Salpa maggiore” bez powołania. 3/8
Dwie drogi. Kropka. 4/8
Powszechna koncepcja powołania. 5/8
Poszukiwanie Bożej koncepcji powołania. 6/8
Celibat – wybór, dar, czy patologia? 7/8
„Światłem ciała jest oko”. 8/8

2 komentarze

  • Kasia

    Bardzo się cieszę i jestem Pani wdzięczna za poruszenie tak trudnego, aczkolwiek bardzo ważnego tematu. Co prawda nie jestem osobą „samotną nie z wyboru”, ale duża część problemów opisanych powyżej mnie dotyczy. Wynika to z tego, że jestem po 30stce, a wciąż próbuję rozeznać swoje powołanie. W moim przypadku jest to bardzo powolny, mozolny proces. Nie wiem czemu tak, ale wiem, że po ludzku robię wszystko co mogę. Niestety moja sytuacja też nie zawsze spotyka się ze zrozumieniem. Jako, że jestem samotna (w sensie – nie w związku) muszę się nieraz nasłuchać tekstów w stylu: „A bo Ty jesteś taka wybredna! Szukasz księcia z bajki!”, „Pewnie boisz się miłości, uciekasz przed nią, masz jakieś problemy emocjonalne”, „A bo Ty taki trochę dziwak jesteś, masz staroświeckie poglądy rodem ze Średniowiecza, odstraszasz tym facetów musisz wyluzować, bawić się, cieszyć życiem” itd itd. Gdy czasem odważę się wyjawić komuś prawdę, że ja po prostu jeszcze nie wiem jaka jest moja droga (a właściwie, że aktualnie raczej skłaniam się ku bezżenności dla Królestwa Bożego) to dopiero jest zdziwienie i niedowierzanie. Czasem doświadczam wręcz nacisku (także niestety ze strony duchownych) by przestać widziwiać/uciekać i zacząć intensywnie szukać kandydata na męża… A gdy tylko odważę się wspomnieć, że doskwiera mi samotność z powodu braku bliskich relacji (tzn w moim rozumieniu prawdziwych i dobrych przyjaźni, ludzi do tańca i różańca) to wręcz widzę ich triumfalną minę w stylu „A więc jednak mam rację!”, bo dla nich jest to koronny argument, że skoro doskwiera mi samotność i pragnę bliskich relacji to znaczy, że tak naprawę potrzebuję tej najbliższej, czyli małżeńskiej… Bo przecież żadna inna relacja nie da mi spełnienia i radości (sic!). Tak więc na swój sposób łączę się z Panią w bólu 🙂 Jeszcze raz dziękuję za tę serię i czekam z niecierpliwością na kolejne części. Pozdrawiam serdecznie!

    • JAHID - mężna niezamężna

      Bardzo dziękuję za ten komentarz Pani Kasiu. To ważne o czym Pani pisze. Takie myślenie zero jedynkowe na temat powołania sprawia, że ludzie się gubią, nie potrafią zrozumieć tych, którzy nie podążają przetartą drogą powołania. Chcą nas uszczęśliwiać na siłę a to nie tędy droga. O ile brak zrozumienia wśród osób świeckich jestem w stanie jakoś zrozumieć, to postawa duchowieństwa zadziwia. Tak bardzo potrzebujemy mądrego kierownictwa duchowego… Pozdrawiam serdecznie, życzę dużo światła i pokoju Bożego w procesie rozeznawania drogi, na której najpełniej będzie Pani mogła realizować się w służbie Bogu i ludziom! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *